wtorek, 28 maja 2013

Imagine #7 - Niall Horan



Ten imagin chcę zadedykować dwóm cudownym Siostrom – Directioners ♥ Kocham Was, @JujuEdwins i @so_hipsta16


Gdy byłaś w gimnazjum, wszyscy dookoła traktowali cię jak kujona, tylko dlatego, że zawsze miałaś lepsze oceny od reszty. Czułaś się odrzucona, zapomniana, nieakceptowana… i postanowiłaś to zmienić. Chciałaś zabłysnąć w nowej szkole, założyć własną paczkę, poznać fajnego chłopaka… Krótko mówiąc, chciałaś zerwać z etykietą klasowego dziobaka i ulubieńca nauczycieli.
Nadszedł pierwszy dzień nauki w nowej szkole. Już od dobrej godziny stałaś przed szafą, przymierzając całą jej zawartość. Na łóżko kolejno wrzucałaś wszystkie spódnice, spodnie, bluzki, sukienki… Twoja szafa pękała w szwach, a ty kompletnie nie wiedziałaś, w co się ubrać!
- [T.I.], długo jeszcze? – usłyszałaś głos swojego taty. Zirytowany stał pod drzwiami i czekał, aż będziesz gotowa.
- Jeszcze chwilę, ubieram się! – zawołałaś w odpowiedzi.
- Co?! Ty się jeszcze nie ubrałaś?! Już od godziny siedzisz w pokoju i się stroisz! – tatuś był widocznie bardzo niezadowolony.
- Tatooo… – jęknęłaś. – Ty naprawdę nic nie rozumiesz? To mój pierwszy dzień w mojej szkole! Muszę zrobić dobre wrażenie!
- Ooooo, o to nie musisz się martwić! Zrobisz piorunujące wrażenie, spóźniając się pierwszego dnia! – odgryzł się ojczulek. – Czekam w samochodzie. I radzę ci się pospieszyć! – dodał.
Po około 15 minutach byłaś gotowa. Ubrana w jasne rurki, czarny top i dżinsową kurtkę wsiadłaś do wozu taty.
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że ślęczałaś przed szafą dwie godziny, żeby ubrać coś takiego? – nie skomentowałaś wypowiedzi ojca, nie chcąc psuć sobie humoru. – A gdzie jest ta elegancka, czarna sukienka, którą dostałaś na urodziny od cioci?
Przewróciłaś oczami.
- W szafie – wycedziłaś zirytowana. – I mogę ci zagwarantować, że szybko jej nie opuści! – dodałaś.
Twój tatuś zdawał się nie podzielać twojego zdania, bo tylko spojrzał na ciebie z grymasem.
Przez dłuższą chwilę jechaliście w ciszy. Chciałaś wytłumaczyć mu swój wybór, nie patrząc na to, czy aby na pewno tego oczekuje. Nie wiedziałaś jednak, jak zacząć.
- Tato, jesteś na mnie zły, czy co?
- Nie. Oczywiście, że nie jestem. Nie mam za co.
- Ale widzę przecież, że coś ci wyraźnie nie pasuje… Tato, co jest?
- Córuś, wiesz, że chcę dla ciebie jak najlepiej. Wolałbym po prostu, żebyś w pierwszy dzień wyglądała…
- Czy ty naprawdę nic nie rozumiesz? – jęknęłaś, przerywając wypowiedź ojca. – Taka grzeczniutka mała czarna w pierwszy dzień szkoły to towarzyskie samobójstwo! Znowu byłabym klasowym wyrzutkiem, kochanym przez nauczycieli. I to tylko dlatego, że się tak odstawiłam. A uwierz mi, nie chcę tego! Już to przerabiałam w gimnazjum. Od razu zostałam nazwana kujonką, a to, że mam dobre oceny totalnie mnie zniszczyło. Myślisz, że dlaczego przez te trzy lata gimnazjum byłam ciągle sama? Ja już mam tego dość! – wypuściłaś nerwowo oddech. Poczułaś, że złość powoli z ciebie upływa. Musiałaś się komuś wyżalić. Chciałaś po prostu zrzucić z siebie ten ciężar. I cóż, wypadło na ojca.
- Już dobrze…
- Nie, wcale nie jest dobrze! – przerwałaś tacie. – Jak w drugiej klasie zachciałam być „fajna” – tu palcami wykonałaś cudzysłów – i zaczęłam trochę luzować, to każdy myślał, że po prostu kujonce odwala i zaraz przejdzie! Nauczyciele dalej widzieli we mnie wzorową uczennicę i tyle! Każdy już wyrobił sobie o mnie opinię! Jeszcze bardziej dali mi do zrozumienia, że nikt nie chce się że mną kumplować! Że kujonica nie jest nikomu potrzebna! – poczułaś, że się czerwienisz, a po twoim policzku płyną pojedyncze łzy. – I dlatego już nie chcę być taka grzeczna…
Otworzyłaś szybę, żeby odetchnąć. Potrzebowałaś tego uczucia. Błogiego, zimnego, wrześniowego wiatru otulającego twoje jakże rozgrzane policzki. Słone strugi delikatnie przyschły. Resztę przetarłaś dłonią. Chłodny powiew rozwiał twoje (kolor) włosy. Tego ci było trzeba. To przyniosło ci ulgę.
Resztę podróży spędziłaś w ciszy. Ani ty, ani twój tata nie próbował nawiązać jakiejkolwiek rozmowy. Do uszu włożyłaś słuchawki i włączyłaś swoją ulubioną piosenkę.
Po około 10 minutach byłaś już na parkingu przed szkołą. Uśmiechnęłaś się do taty przepraszająco.
- Powodzenia! – wyszeptał twój ojciec, a ty, żeby uniknąć zbędnych tłumaczeń, wyszłaś z auta i skierowałaś się w stronę swojej klasy.
Po wejściu do klasy przeżyłaś niemały szok – a przynajmniej nieźle się zdziwiłaś. Wszystkie dziewczyny z twojej nowej klasy odstawiły się, jak tylko mogły. WSZYSTKIE były wystrojone w grzeczne sukieneczki „z szafy starszej siostry”, z grzecznym makijażem i nienagannymi fryzurami. No cóż, przynajmniej dzięki spodniom i prostej kurtce już na dzień dobry udało ci się zaistnieć. Twoją twarz oblał delikatny rumieniec.
- Hej! – rzuciłaś na powitanie i uśmiechnęłaś się. Podeszłaś do ostatniej ławki i zajęłaś miejsce pod oknem.
Rozejrzałaś się po klasie. Nie znałaś nikogo. Kilka osób zmierzyło cię badawczym spojrzeniem, parę z zainteresowaniem spoglądało w twoją stronę, a trzy (AŻ!) odwzajemniły twój uśmiech. W tym zacnym gronie znalazł się chłopak – twoim zdaniem – idealny. Świetny  ubiór – biały T-shirt z nadrukiem, szare spodnie z opuszczonym krokiem i białe Nike. Zgrabna sylwetka. Seksowny, zadziorny uśmiech. Blond włosy, z delikatnie nastroszoną grzywką. A oczy… w ich błękitnej barwie utonęłaś od razu. Śmiały się nie tylko twoje usta, ale cała twarz.
Nowy kolega totalnie cię zafascynował. Już po kilku dniach znałaś imię przystojniaka. „Niall…” – łaziłaś i powtarzałaś w myślach, jakby to był najpiękniejszy wiersz świata, który za wszelką cenę chciałaś zapamiętać. Odkryłaś również, że chłopak potrafi grać na gitarze. „Szkoda tylko, że jestem niepełnosprawna, jeśli chodzi o tą dziedzinę, bo chętnie poprosiłabym go o kilka lekcji…” – marzyłaś sobie, śląc mu spojrzenia pełne tęsknoty.
Już po niecałym miesiącu wyszło, że Niall to niezły aparat. Ciągle wdawał się w dyskusje z nauczycielami, a większość zadanych mu zadań kwitował krótkim:
- To bez sensu!
Pewnego dnia, w czasie matmy, chcąc czy nie chcąc, musiałaś się z nim zgodzić.
- Panie psorze, on ma rację. To zadanie jest naprawdę bez sensu!
Nauczyciel próbował zabić cię wzrokiem, bezskutecznie.
- Tak? Panno [T.N], panie Horan, które z was będzie tak łaskawe i wyjaśni nam, co tu jest bez sensu? – rzucił lodowato.
- Całe polecenie. Jest za mało danych, tego się nie da zrobić! – rzuciłaś szybko, ratując kolegę.
Odwróciłaś w jego stronę głowę. Chłopak posyłał ci dziękujące spojrzenia.
- Zaraz wam pokażę, że to się DA zrobić, lenie! – psorek lekko podniósł głos. – Bezczelność, bezczelność! – mruczał pod nosem.
Cała klasa z ciekawością przyglądała się zmaganiom nauczyciela z zadaniem. Po chwili jego twarz pokryła się kropelkami potu.
- Niemożliwe… – mruczał – przecież to niemożliwe… Macie rację, tego zadania nie da się rozwiązać. Zwracam honor.
- Nie musi mi pan go zwracać, bo nie zdołał go pan odebrać – uśmiechnęłaś się do klasy, na której reakcję nie trzeba było długo czekać. Całe pomieszczenie rozbrzmiało głośnym, zaraźliwym śmiechem i brawami.
            Zrozumiałaś bardzo ważną rzecz. Od teraz już nic nie będzie takie same. Już nigdy nie będzie starej, zapomnianej dziewczyny, o której zapomniał świat. Od teraz jest nowa [T.I.], o której wie cała szkoła, która jest lubiana i liczy się w towarzystwie.
- Wow, to było wielkie. Dzięki! – usłyszałaś znajomy ci głos, na którego dźwięk przez plecy przebiegły ci dreszcze. – Nieźle go pojechałaś – uśmiechnął się, pokazując szereg idealnych ząbków.
- E tam, to nic takiego – odwzajemniłaś uśmiech. – sam mógłbyś to zrobić.
- Żartujesz?! Ja to jestem noga z matmy, ledwo ogarniam tabliczkę mnożenia – zaśmiał się.
- Nie gadaj, przecież matma nie jest taka zła – machnęłaś ręką. Jednocześnie jednak zbladłaś. Przestraszyłaś się, że Niall weźmie cię za kujonkę, a twoje szanse u niego znikną bezpowrotnie. Jednak w jego oczach nie dostrzegłaś niechęci, tylko coś w stylu… szacunku, uznania. Zrozumiałaś, że zdobyłaś u niego punkty, tylko i wyłącznie dzięki wrodzonej smykałce do przedmiotów ścisłych.
- Mam pomysł – skierowałaś się w stronę Horana. Nie wiedziałaś, skąd ten nagły przypływ odwagi, ale nie chciałaś spieprzyć takiej szansy. – Jeżeli chcesz, mogę ci trochę pomóc z zadaniami. Matma jest łatwa, wystarczy wszystko analizować. To logiczny przedmiot, a jak załapiesz, nie będziesz miał problemów z psorem – spojrzałaś w oczy chłopaka i… utonęłaś. Jego morskie tęczówki śmiały się ochoczo. – To jak, zainteresowany?
- Pewnie! – uśmiechnął się, a jego usta zachęcały do całowania.
I tak się zaczęło.
Codziennie, po skończonych lekcjach spotykaliście się w bibliotece, gdzie udzielałaś mu korków. Początki były ciężkie, bo chłopak mówił prawdę – naprawdę niewiele rozumiał. Z czasem jednak było tylko lepiej.
Pod koniec półrocza twoja (i Nialla) ciężka praca wydała owoce – chłopak nie dość, że najlepiej napisał test, to jeszcze wytknął nauczycielowi błąd!
Nie tylko matmę zaczął chwytać. Pewnego dnia chwycił… twoją dłoń. Przebiegło cię miliard dreszczy, a nim się obejrzałaś, zajmowałaś bardzo wygodne miejsce w jego ramionach.
- Jesteś cudowna, wiesz? – posłał ci rozbrajający uśmiech.
Patrzyliście sobie głęboko w oczy. Ty tonęłaś w jego spojrzeniu, a on w twoim. Stykaliście się nosami. Wasze usta dzieliły milimetry. Było ci gorąco i zimno na zmianę. Twoje serce gwałtownie przyspieszyło. Czułaś wielką potrzebę rzucenia się na chłopaka. On najwyraźniej miał takie same potrzeby, gdyż już po chwili trwaliście w namiętnym pocałunku. Poddaliście się sobie. Wasze języki czule ocierały się o siebie, walcząc i pieszcząc się nawzajem. Jego dłonie spoczywały na twoich biodrach i stopniowo zjeżdżały niżej. Twoje palce wplotłaś w blond grzywkę chłopaka, delikatnie szarpiąc włosy. Jego przyspieszony oddech łaskotał cię po szyi. Nie mogliście przestać. W końcu oderwaliście się od siebie, bo już zabrakło wam tchu. Niall czule cię objął. Wciąż patrzył ci w oczy.
- Jesteś cudowna…



BARDZO PRZEPRASZAM :3
Powinnam coś dodać daaawno temu, ale nie miałam ani czasu, ani weny, ani nic :D x
Poza tym, miałam bierzmowanie. Od teraz jestem Karolina Stefania :D
Osobiście uważam, że spartaczyłam tą część, więc przepraszam x 

ODPOWIADAM NA PYTANIA I ZARZUTY! :3

Po Pierwsze: Co do spostrzeżeń jednej z czytelniczek… Ta, czasem czytam historyjki z Bravo i nimi się… hmmm… inspiruję :D Ale nie zżynam całych pomysłów, zawsze wprowadzam coś swojego

Po Drugie: NIGDY nie skopiowałam niczyjego imagina po to, by podszyć się pod autora. Jedna z dziewczyn zarzuciła mi, że już gdzieś czytała takie opowiadania, jak moje. Co o tym myślę? Hm, świat jest duży i może nie tylko ja wpadłam na dany pomysł. PRZYSIĘGAM, NIGDY NIE UKRADŁAM CZYJEGOŚ POMYSŁU!

Po Trzecie: jedna z was zasugerowała mi zmianę czcionki ze względu na małe problemy z czytaniem. BARDZO DZIĘKUJĘ ZA TĄ INFORMACJĘ ;* Chcę, żeby blog nie tylko ładnie wyglądał, ale i był łatwy w odbiorze, więc już zmieniam kolory xD

DZIĘKUJĘ ZA PONAD 10.000 WYŚWIETLEŃ! :’)

Myślałam, że z krzesła zlecę, kiedy zobaczyłam taką liczbę JESTEŚCIE KOCHANI!

Piszcie w komentarzach, o kim chcielibyście poczytać.
Dodawajcie się do obserwatorów.
W razie czego jestem na TT i Asku - linki na samej górze :) 
Polecajcie tego bloga (jeśli wam się podoba, of course :D)
& DO NEXTA!

sobota, 4 maja 2013

Imagine #6 - Zayn Malik

Ze specjalną dedykacją dla kochanej, cudownej i jeszcze raz kochanej Siostry - Directioner  
Jest moją muzą, i to dzięki niej powstał ten imagin  
Dziękuję, @yolo_whore


Wakacje powoli dobiegają końca… Siedząc w pokoju zaczęłaś planować, jak spędzisz trzy tygodnie, jakie zostały do początku roku szkolnego. Pogadałaś z przyjaciółmi i razem wpadliście na pomysł, by jechać w góry pod namiot! Byłaś w świetnym humorze, bo okazało się, że jeden ze znajomych tam mieszka i mógłby wam pomóc się zorganizować.
Po jakiejś godzinie nieco zgłodniałaś. Przeprosiłaś znajomych na czacie i udałaś się do kuchni w celu przyrządzenia jajecznicy. Schodząc po schodach usłyszałaś głosy rodziców. Postanowiłaś od razu załatwić z nimi kwestię twojego wypadu z przyjaciółmi.
- Hej! – zawołałaś wesoło. – Są jajka?
- Tak, w lodówce – usłyszałaś odpowiedź mamy.
- O czym gadacie? – zapytałaś z ciekawości. Twoi rodzice wydawali się być bardzo zadowoleni.
- Wiesz, córciu, musimy ci coś powiedzieć… – tata z wielkim uśmiechem patrzył na ciebie, kiedy wyjmowałaś patelnię i stawiałaś ją na kuchence gazowej.

- Tak? No patrz, ja też! – sztucznie wyszczerzyłaś się do ojca. Miałaś przeczucie, że nie będą to dla ciebie dobre wiadomości. – Ale okej, mówcie pierwsi.
- A więc… wyjeżdżamy na wakacje! – mama z zachwytu aż klasnęła w dłonie. Za to ty czułaś, że zaraz zaczniesz płakać.
- Ale… jak to? Teraz?
- Tak! Wyjeżdżamy jutro! Idź się pakować, słońce – mama podeszła do ciebie, przytuliła (a raczej przygniotła) i cmoknęła w czoło. Do tej pory nie miałaś nic przeciwko tego, ale teraz definitywnie nie miałaś na to ochoty.
- A na pewno muszę jechać? – westchnęłaś z resztką nadziei.
- Oczywiście, kochanie. W końcu to nasze wspólne, rodzinne wakacje!
Odchodząc, zapytałaś z rezygnacją i sztucznym entuzjazmem:
- A dokąd jedziemy?
- Na ten camping, co trzy lata temu – twoi rodzice byli chyba w siódmym niebie.
Wymamrotałaś pod nosem ciche „aha”. Fakt, to miejsce nie było daleko od domu, ale przecież ty chciałaś jechać że swoją paczką gdzieś indziej! Straciłaś ochotę na jedzenie. Schowałaś patelnię z powrotem do szafki i poszłaś do swojego pokoju. Usłyszałaś jeszcze pytanie taty:
- A o czym ty chciałaś pogadać z nami?
Wychyliłaś głowę za drzwi swojego pokoju i zawołałaś:
- Nieważne.
Rzuciłaś się na łóżko i zaczęłaś cicho płakać. Nie miałaś na nic ochoty. Po godzinie ogarnęłaś się na tyle, by napisać do znajomych, że ty nie możesz jechać, bo masz już inne plany. Bez zapału, z rezygnacją stanęłaś przed szafą i zaczęłaś się pakować. Wrzucałaś pierwsze – lepsze ubrania do walizki, potem uzupełniłaś kosmetyczkę i byłaś względnie przygotowana.
Nagle o czymś sobie przypomniałaś. Przecież to ten sam camping na którym bywałaś praktycznie co roku… W związku z tym tam musi być twój stary, dobry kumpel – Zayn! Jako pięciolatka byłaś w nim zakochana po uszy! Uśmiechnęłaś się sama do siebie. Od razu poprawił ci się humor. Byłaś ciekawa, jak bardzo się zmienił, czy cię pozna…
Usłyszałaś dźwięk klaksonu, jednak to nie było wasze auto… No tak, przywieźli przyczepę campingową… Czyli to się dzieje naprawdę… Wzięłaś prysznic i wślizgnęłaś się pod ciepłą kołdrę. Błyskawicznie zasnęłaś.

*rano*

Przetarłaś oczy. Pierwsze, co ukazało się twoim oczom, była twoja walizka. Od razu zrobiło ci się smutno. Bez energii weszłaś do kuchni. W ciszy zjadłaś śniadanie, po czym zniosłaś swoją walizkę do przyczepy. Usiadłaś w aucie i czekałaś, aż twoi jakże szczęśliwi rodzice do ciebie dołączą.
Już po chwili byliście w drodze. Dla ciebie zaczął się koszmar. W radiu tkwiła kaseta że znienawidzonymi przez ciebie campingowymi hitami. Musiałaś słuchać okropnych, twoim zdaniem, piosenek w aranżacji twojej mamy i ojca, którzy kompletnie nie umieli śpiewać. Dwie godziny jazdy trwały co najmniej wieczność. Ulgę poczułaś dopiero, kiedy wysiadłaś z auta.
- Pora zacząć przygodę życia! – niemalże wrzasnął twój tata. Ty jednak nie podzielałaś jego entuzjazmu.
Udaliście się do recepcji. Dostaliście wskazówki, na jakie pole zajechać i gdzie stanąć.
- Jak tu pięknie… – westchnęła z zachwytem twoja mama. Ty natomiast byłaś totalnie załamana. Postanowiłaś udać się na spacer po okolicy i poszukać dawnych znajomych, którzy tu mieszkali.
Już po godzinie odnalazłaś piątkę nastolatków, których miałaś okazję poznać parę lat temu. Z jedną z koleżanek wybrałaś się na lody. Spacerowałyście po plaży i gadałyście. Jednak ty ciągle myślałaś o kimś innym…
- Nie wiesz może, gdzie mogłabym znaleźć Zayna? Wiesz, dawno go nie widziałam… – z nadzieją spytałaś kumpeli.
- No wiem! Właśnie pręży się przed jakąś panną – dziewczyna wskazała ręką flirtującą ze sobą parę i zachichotała.
            Nie mogłaś uwierzyć swoim oczom! Przecież ten słodki, wrażliwy chłopak, którego poznałaś jeszcze jako mała dziewczynka i koszmarny podrywacz, którego widzisz teraz nie może być tą samą osobą! Przyjrzałaś mu się. Wysoki, umięśniony, wytatuowany, ciemne włosy, ciemna karnacja, czekoladowe oczy i pewny siebie uśmiech, na którego widok miękną kończyny… Wizualnie był świetny, wręcz idealny… ale nienawidziłaś flirciarzy! Definitywnie nie chciałaś mieć z nim nic do czynienia.
Chłopak ciągle był w twojej okolicy i na twoich oczach podrywał wszystkie dziewczyny na campingu! Żadnej nie pominął! Przez to wszystko jeszcze bardziej chciałaś wrócić do domu i miałaś wielki żal do rodziców. Schrzanili ci ostatnie tygodnie wakacji! Postanowiłaś jednak nie przejmować się „miłosnymi podbojami” Zayna i bawiłaś się z resztą starych znajomych.
Po kilku dniach nawet pogodziłaś się z tym, że nie jesteś w górach z przyjaciółmi, odnowiłaś już większość starych kontaktów i cierpliwie znosiłaś wspominki rodziców. Wydawało ci się wręcz, że te wakacje wcale nie muszą się skończyć fatalnie.
Pewnego dnia udałaś się nad jezioro, aby trochę się poopalać. Przebrałaś się w swój strój kąpielowy [KLIK!], po czym rozłożyłaś koc na piasku. Wyłożyłaś się i rozkoszowałaś się cudowną, słoneczną pogodą.
Nagle usłyszałaś znajomy głos.
- Hej, piękna! Chyba jesteś tutaj od niedawna, bo wcześniej cię nie widziałem. A takiej ślicznotki w życiu bym nie przegapił!
Odwróciłaś głowę. Twoim oczom ukazał się… Zayn. Nie miałaś jednak ochoty, by z nim gadać. Nienawidziłaś podrywaczy z tanimi tekstami, i nie zamierzałaś robić wyjątków!
- Sorry, ale mógłbyś mi oszczędzić tych żałosnych tekstów! – ostro odpowiedziałaś.
- Ale…
- Spadaj, koleś! – brutalnie mu przerwałaś i go spławiłaś, po czym skierowałaś się w stronę jeziora. Weszłaś i podpłynęłaś do dziewczyny, którą niedawno poznałaś, a która mieszkała obok ciebie. W jej towarzystwie spędziłaś resztę dnia.
Wieczorem razem z rodzicami urządziliście grilla. Po dzisiejszym incydencie z twoją byłą miłością nie miałaś na nic ochoty. Jakby tego było mało, miałaś spędzić resztę wieczoru sama, ponieważ rodzice postanowili wybrać się na dyskotekę. Ty natomiast miałaś posprzątać po grillowaniu. Nie miałaś siły, aby się z nimi kłócić. Samotność i mycie tłustych talerzy – no tak, spełnienie marzeń… Chcąc czy nie, rodzice totalnie cię dobili.
Bez zbędnych pogaduszek zebrałaś stertę naczyń i udałaś się do campingowej kuchni. Porażka! Całkowicie straciłaś ochotę na cokolwiek.
Po pół godziny uporałaś się z garami. Już miałaś wychodzić, kiedy usłyszałaś jakąś rozmowę. Nie miałaś zamiaru się tym przejmować, dopóki nie usłyszałaś swojego imienia. Owszem, nieładnie jest podsłuchiwać, ale nie mogłaś się powstrzymać. Poza tym, skądś kojarzyłaś głosy rozmówców. Podeszłaś do okna, by lepiej słyszeć. Nie zajrzałaś przez nie, by nie zostać zdemaskowaną.
- Stary, i jak tam sprawy z [T.I.]? gadałeś z nią? – usłyszałaś pytanie.
- Próbowałem, ale ona nie chce ze mną gadać! Nie wiem czemu, ale po prostu mnie spławiła! Przecież próbowałem wszystkiego! – drugi głos zdawał się być załamany.
- Mówiąc „wszystko”, nie masz chyba na myśli udawanie największego łamacza serc w okolicy, co nie? – po drugiej stronie jednak nie było odpowiedzi. – Rany, Zayn, idioto! Przecież dziewczynom wcale się to nie podoba! A jej już na pewno! Ona tego nie znosi, nie pamiętasz?
Na samo słowo „Zayn” dostałaś gęsiej skórki. Już wiedziałaś, dlaczego tych dwóch rozmawiało o tobie.
- Nnno… pamiętam… ale myślałem…
- Stary, ty nie myślałeś! Teraz to możesz tylko spróbować jakoś to odkręcić!
- Myślałem, że się mną zainteresuje, jak zobaczy, że mam powodzenie u innych dziewczyn… Nawet nie wiesz, jak się ucieszyłem, kiedy ją tu zobaczyłem!
Lekko się do siebie uśmiechnęłaś. Czyli on wcale nie był żałosnym gościem, dla którego „liczy się ilość”… wyszłaś z kuchni.
- A nie łatwiej byłoby być sobą? – popatrzyłaś w te brązowe oczy… i niemalże zapomniałaś, co powiedzieć.
- [T.I.]! – wrzasnął „flirciarz” i po chwili staliście w stalowym uścisku.
- Spławiłam cię, bo myślałam, że jesteś zapatrzonym w siebie dupkiem… to było głupie, wiesz?
- Tak, przepraszam – uśmiechnął się. Teraz już totalnie odleciałaś. Tak bardzo za nim tęskniłaś…
- Myślałem, że jak będę taki nieśmiały, w życiu do mnie nie zagadasz… bałem się, że weźmiesz mnie za frajera…
- A może by tak frajer zaprosiłby mnie na spacer? – wyszczerzyłaś się. Po chwili już spacerowaliście brzegiem jeziora. Cudownie spędziliście czas. Rozmawialiście, wspominaliście, flirtowaliście… Nim się obejrzeliście, było już ciemno. Komary jadły was żywcem, więc postanowiliście wrócić na camping. Zayn odprowadził cie pod samą przyczepę. Nie chciałaś się z nim jeszcze rozstawać.
- Może wejdziesz do środka…? Moich rodziców jeszcze nie ma, poszli na jakąś imprezę…
- Niee… nie chcę ci przeszkadzać…
- A ja nie chcę siedzieć sama – przerwałaś mu. – Nie masz o czym gadać! No chodź!
Niemalże siłą zaciągnęłaś go do środka. Kiedy już siedzieliście na twoim polowym łóżku, przyniosłaś oranżadę i galaretki. Jedliście, gadaliście i śmialiście się.
W pewnym momencie wasze twarze niebezpiecznie zmniejszyły odległość między sobą. Czułaś na ustach jego ciepły oddech. Trąciłaś swoim nosem jego własny. Jego dłoń wylądowała na twoim policzku i czule cię po nim gładziła. Po raz kolejny utonęłaś w jego spojrzeniu. Dałaś się zatracić w ich boskiej, bursztynowej barwie. Przeczesałaś palcami jego idealnie ułożoną grzywkę.
Zamknęłaś oczy. I stało się.
Poczułaś przyjemne ciepło i miękkie usta chłopaka. Od razu przez całe twoje ciało przeszły dreszcze zachwytu. Wplątałaś swoje dłonie mocniej w jego włosy i lekko za nie pociągnęłaś. Jego czułe, delikatne ręce były zawinięte wokół twojej szyi. Stopniowo wasz pierwszy, nieśmiały pocałunek przemieniał się w bardziej namiętny. Nie mogliście się od siebie oderwać. Choć brakowało wam tchu, żadne z was nie miało zamiaru tero skończyć. Byliście czuli i namiętni, delikatni, ale zdecydowani. Wreszcie wasze twarze oddaliły się od siebie. Słyszałaś jego nierówny, przyspieszony oddech. Wtuliłaś się w jego umięśniony tors i chciałaś już zostać w jego ramionach na zawsze.

~***~

Już do końca campingu każdą chwilę spędzałaś z Zaynem. Byliście po prostu nierozłączni. Twoi rodzice byli szczęśliwi, że wreszcie nie narzekasz na to, że nie jesteś ze znajomymi w górach. Nie wyobrażałaś sobie, jak to będzie, kiedy wakacje się skończą a ty wrócisz do swojego miasta. Bałaś się, że wasz kontakt się urwie, a odległość zabije wasze uczucie. Tak bardzo chciałaś, żeby tak się nie stało… Kwestia rozstania spędzała ci sen z powiek. Nie umiałaś się z tym pogodzić.
Wreszcie minęły dwa tygodnie. Nadszedł czas pożegnania. Nie wytrzymałaś. Przytuliłaś Zayna i zaczęłaś płakać.
- Ja nie chcę wyjeżdżać… nie chcę cię zostawiać! Przecież ja bez ciebie godziny nie wytrzymam! – wtuliłaś się w niego, jak dziecko w pluszowego misia i łzami moczyłaś mu koszulkę.
- Ciii… nie płacz, bo sam się popłaczę! – chłopak ujął twoją twarz w dłonie, kciukami wycierając twoje mokre policzki. – Dla mnie to nie jest tylko letnia przygoda! Po wakacjach będę do ciebie przyjeżdżał! Zobaczysz, uda się nam! Wygramy to! Nic się nie zmieni, przysięgam!
Zayn zaczął składać na twojej głowie pocałunki. Ostatni raz przytuliłaś się do niego, po czym wsiadłaś do pojazdu. Zza szyby machałaś chłopakowi na pożegnanie. Padłaś na kanapę samochodową i zalałaś się łzami.

~***~

Właśnie zaczął się listopad. Ciągle utrzymywałaś z Zaynem kontakt. Codziennie gadaliście przez telefon. Strasznie za nim tęskniłaś. Parę razy udało się wam spotkać, ponieważ jego ojciec przyjeżdżał do twojego miasta w interesach. Wówczas spędzaliście razem cały dzień, próbując nacieszyć się sobą „na zapas”.
Właśnie uczyłaś się na sprawdzian z fizyki, kiedy dostałaś wiadomość. Wyjęłaś telefon z kieszeni i szybko przeczytałaś. Sms był od Zayna. Kazał ci przyjść do kafejki, w której zawsze się spotykaliście. To znaczy, że przyjechał! Zaczęłaś piszczeć na cały dom. Błyskawicznie się przebrałaś [KLIK!] i wybiegłaś z domu. Po chwili byłaś na miejscu.
Na widok chłopaka zaczęłaś piszczeć. Rzuciłaś mu się na szyję, po czym złączyłaś wasze usta w pełnym pasji i tęsknoty pocałunku.
- Czego mi nie powiedziałeś, że będziesz w mieście? – spytałaś, wciąż nie mogąc się od niego odkleić.
- Chciałem ci zrobić niespodziankę. I mam jeszcze jedną mogę ci ją pokazać, jeśli chcesz – chłopak łobuzersko się uśmiechnął, po czym chwycił twoją dłoń i, nie pytając o zgodę, zaczął cię prowadzić w stronę rynku.
Spacerowaliście już od dobrej godziny, jednak nawet listopadowy ziąb nie był w stanie was zniechęcić do dalszej wędrówki. Szliście głównymi uliczkami miasta, aby po jakimś czasie skręcić na mniej uczęszczane trasy. Nim się zorientowałaś, spacerowaliście po jednym z osiedli domków jednorodzinnych.
- Powiesz mi wreszcie, co to za niespodzianka? – byłaś tak podekscytowana, że chciałaś to natychmiast wiedzieć. Nie mogłaś się domyśleć, co chciał ci pokazać.
- Zaraz, chodź – chwycił twoją rękę mocniej i pociągnął w stronę uroczego domku.
- Hej, co ty robisz? Tutaj ktoś może mieszkać! Wariacie, ciągniesz nas do cudzego domu! – zaczęłaś się śmiać.
- Cóż, nie do końca.
Stanęłaś jak wryta. O co mu chodziło? Popatrzyłaś na niego badawczo.
- Proszę, wyjaśnij mi, o co w tym chodzi – zrobiłaś minę typu „puppy face”.
- A więc… wiesz, że mój ojciec robił w twoim mieście interesy… ostatnio dostał dobrą propozycję pracy i… przeprowadzamy się! A to nasz nowy dom!
Nie mogłaś wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Znieruchomiałaś. Miałaś wrażenie, że chłopak zaraz zacznie się śmiać i krzyknie „żartowałem!”, jednak nic takiego się nie stało. Po chwili zaczęłaś piszczeć, po czym rzuciłaś się na chłopaka. On lekko oderwał cię od ziemi i okręcił się kilka razy wokół osi.
- Teraz już cały czas będziemy razem!
W ramach odpowiedzi znów go pocałowałaś. Wasze języki odgrywały idealny taniec pełny namiętności, miłości i pożądania.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham…


Sprawa 1:
PRZEPRASZAM!
Wiem, że zawaliłam, i to jak cholera, ale po prostu nie mogłam :’(
Brak czasu, brak siły, brak weny…
Testy gimnazjalne, bierzmowanie…
Tego jest strrrasznie dużo i po prostu nie daję rady :/
Musiałam tymczasowo zawiesić pisanie bloga :(
Testy mam już za sobą, ale bierzmowanie jest dopiero pod koniec maja… muszę jeszcze pozdawać pytania, przez co nie będę w stanie jeszcze regularnie zasypywać was moimi imaginami :3
A ten tutaj jest głównie po to, żebyście o mnie nie zapomnieli

JESZCZE RAZ PRZEPRASZAM ♥♥

Sprawa 2:
ZWARIOWALIŚCIE!
Kiedy ostatnio zaglądałam na bloga, ewentualnie sprawdzałam statystyki, było tu jakieś 2,500 wejść, a teraz… ponad 4,500 :’)
Myślałam, że zacznę wrzeszczeć albo się popłaczę, jak to zobaczyłam, serio
KOCHAM WAS!

Sprawa 3:
Bardzo was proszę o szczerość w komentarzach ♥
To megaważne, bo naprawdę chcę wiedzieć, gdzie robię błędy, żeby móc się dla was poprawić ;)
Nie jestem specjalistką, tylko amatorką i naprawdę nie zagryzę za jakieś słowa krytyki :D

Sprawa 4:
Wiem, że się powtarzam, ale komentujcie
Ci, którzy piszą własne blogi chyba sami rozumieją, jakie to motywujące :3

No i sprawa 5:
Koniecznie piszcie, z kim jeszcze chcielibyście imagina :3 zrobię wszystko, żeby coś wymyślić

Love ya! ♥ ♥ ♥ ♥ ♥

środa, 3 kwietnia 2013

Imagine #5 - Josh Devine

Specjalna dedykacja dla kochanej @IzaOfficial_
 
Życie stylisty gwiazd wcale nie jest wcale łatwe. Jeśli coś ci nie wyjdzie, mówi o tym cały świat. Musisz bardzo starannie oddzielać sprawy zawodowe od prywatnych. Te dwa światy w żadnym wypadku nie mogą się przenikać. Na przykład, jeśli jesteś zła, bo coś przykrego wydarzyło się w twoim życiu – nie możesz wyżyć się na twoim pracodawcy (np. stworzenie nieodpowiedniej kreacji), bo po pierwsze – to niemiłe i możesz stracić pracę, a po drugie – prawdopodobnie wtedy zawalisz, czyli też stracisz pracę.
Już od jakiegoś czasu współpracujesz z chłopakami z One Direction. Niezwykle dobrze się rozumiecie, macie podobne style i gusta. W 99% wszystkie twoje propozycje dotyczące ich image’u na scenie spotykają się ze sporym entuzjazmem, zarówno chłopaków, ich dziewczyn, ekipy, jak i menagerów.
Właśnie doszła do ciebie smutna wiadomość – perkusista chłopaków rezygnuje z kariery i wraca w rodzinne strony. Wszyscy byli podłamani, bo lada dzień miała się rozpocząć trasa koncertowa, a zostaliście bez perkusji. W trybie natychmiastowym szukano nowego muzyka.
Minęło parę dni. Przed kolejnym wywiadem, gdy dokonywałaś ostatnich poprawek strojów, ujrzałaś nieznaną ci dotąd postać. Delikatnie zaczesana grzywka, koszulka na krótki rękaw i dżinsy. Nic specjalnego, ale zastanowiło cię, co ten facet robi za kulisami, gdzie wstęp ma tylko zespół i ekipa. Właśnie obok przechodził Zayn, więc spytałaś go o nieznajomego. Malik gestem dłoni nakazał ci iść za nim, co też uczyniłaś.
- [T.I.], poznaj naszego nowego perkusistę. Josh, to [T.I.] – nasza stylistka.
- Hej – chłopak ukazał światu szereg bielutkich ząbków, na co i ty się uśmiechnęłaś. – Miło mi.
- Cześć, Josh. Mam nadzieję, że nie będziesz mi sprawiał kłopotów.
- Hahaha, kłopoty o moja specjalność! – zaśmiał się.
- Mam nadzieję, że nie tym razem – na chwilę wasze oczy się spotkały. Twoje [kolor] oczy świdrowały jego tęczówki i na odwrót. Na chwilę zapomniałaś o świecie, jednak speszona, odwróciłaś głowę. Zwróciłaś się do mulata – Zayn, macie zamiar śpiewać?
- No, taki jest plan – ten też się wyszczerzył.
- A więc Josh, zapraszam do garderoby, trzeba ci coś znaleźć. Reszta jest już gotowa.
Razem z perkusistą udałaś się do niewielkiego pomieszczenia, które było prowizoryczną garderobą. Przez drogę rozmawialiście na różne tematy. Z racji tego, że 1D miało wystąpić w eleganckim wydaniu, wykopałaś z ostatnich wieszaków kilka ciuchów, które połączyłaś w taki zestaw. W trakcie poszukiwań kontynuowałaś dialog. „Nowy nabytek” piosenkarzy okazał się naprawdę fajnym, miłym gościem. Po skompletowaniu stroju odesłałaś Josha za parawan (czytaj: do przebieralni), po czym zaczęłaś składać porozrzucane elementy różnorodnych strojów.
Nagle usłyszałaś trzask i huk. Przerażona gwałtownie się odwróciłaś i… wybuchłaś śmiechem. Josh leżał na ziemi, półnagi, po części przykryty parawanem. Z zakłopotaniem podniósł się i próbował umieścić metalowy drążek (zerwał zasłonę razem z wieszakiem!) na swoje miejsce.
- Spoko, zostaw to! Nic się nie stało! – mówiłaś do chłopaka, tłumiąc śmiech.
- Ale ja chcę się przebrać! – protestował.
- Przecież i tak stoisz przede mną w samych gaciach – spojrzałaś na niebieskie bokserki z napisem „Superman” na tyłku. Przysłoniłaś usta ręką, by nie wybuchnąć. Chłopak cały się zaczerwienił, jednak po chwili śmiał się razem z tobą.
- No widzisz, mówiłem że kłopoty to moja specjalność – i już śmialiście się razem.
W tym momencie drzwi się otworzyły.
- I co, goto… - Zayn przerwał, widząc swojego perkusistę w takim stanie, i zaczął rechotać. – Wow, znacie się raptem od pięciu minut, trochę nie za szybko?
Wycelowałaś w niego tym, co miałaś pod ręką, a mianowicie plastikowym wieszakiem. Mulat jednak wykazał się refleksem i w porę zatrzasnął drzwi.
- Nim się nie przejmuj, on już tak ma – zwróciłaś się do chłopaka, który właśnie wciągał spodnie.
- Spoko, dzięki za ostrzeżenie – i znów się uśmiechnął.
Wyszłaś, by zawołać resztę chłopaków; oni też musieli się ubrać.
Po około pół godziny (wyjątkowo szybko!) wszyscy byli już gotowi. 1D szybko znalazło się w odpowiednim miejscu. Długo i szczegółowo odpowiadali na wszystkie pytania prowadzącego. Stałaś za kamerą i uśmiechałaś się do kolegów. Towarzyszył ci Josh (wszyscy grający na instrumentach grzecznie czekali na wejście). Wciąż rozmawialiście o wszystkim. Pomimo tego, że znaliście się od niecałej godziny czułaś, że jest on naprawdę cudownym człowiekiem wartym zaufania.
Wreszcie nadeszła chwila występu. Zestresowany chłopak zajął swoje miejsce; widać było, że się denerwuje. Wzrokiem dodałaś mu otuchy i pokazałaś, że trzymasz kciuki. Josh nieśmiało się uśmiechnął. Miał taki słodki, czarujący uśmiech…
Jak mógł zakończyć się występ? Oczywiście, tylko i wyłącznie spektakularnym sukcesem debiutanta! Wszyscy byli pod wrażeniem talentu perkusisty. Ciebie rozpierała duma. Sama nie umiałaś tego uzasadnić, po prostu wiedziałaś że mu się uda.
Po wywiadzie udaliście się do klubu, by uczcić pierwszy występ Josha. Wszyscy najpierw porozjeżdżali się do domów, by się odświeżyć. Ty wzięłaś szybki prysznic, lekko się umalowałaś i przebrałaś się w coś takiego. Wskoczyłaś do zamówionej wcześniej taksówki i ruszyłaś do dyskoteki, w której mieliście się bawić.
Na miejscu byli już Harry, Niall i Liam. Poczekaliście na resztę, a kiedy byliście już w komplecie weszliście razem do środka.
Zabawa powoli się rozkręcała. Każdy już coś tam pił. Cała grupa powoli się rozbijała, gdyż każdy bawił się z kim innym. Ty jednak nie mogłaś znaleźć sobie pary. Każdy był zajęty. Zrezygnowana usiadłaś przy barze i zamówiłaś drinka. Nagle ktoś się do ciebie przysiadł. Był to Josh.
- Czego taka ślicznotka siedzi sama i się nie bawi? – widać było, że jest już po kilku drinkach, ale nie był totalnie schlany.
- Hahaha, ślicznotka, nawet nie żartuj – posłałaś w jego stronę sympatyczny uśmiech.
- Nie ma, nie będziesz mi się tu marnować! Już, idziemy tańczyć! – jego spojrzenie nie znosiło sprzeciwu, więc wstałaś z barowego krzesła i chwyciłaś dłoń perkusisty.
Przetańczyliście razem niemalże całą noc. Odkąd Josh „porwał cię” na parkiet, nie było mowy o podpieraniu ściany. Kiedy tańczyłaś z innym, on błyskawicznie się pojawiał i odbijał. Rekordowo długo tańczyłaś z Liamem – aż jedną (!) całą piosenkę. Od czasu do czasu wychodziliście na taras przed klubem, by odetchnąć, co nieco wypić i na luzie porozmawiać.
Pod koniec imprezy miał miejsce nietypowy incydent. Mieliście już zamiar opuścić dyskotekę, było późno. Josh już lekko się zataczał, jak z resztą wszyscy. Chłopak chciał wrócić po bluzę, którą zostawił na sofie. Wracając, potknął się i z całym impetem wpadł na kelnera, który na tacy trzymał kilka szklanek wypełnionych drinkami. Facet poleciał na jednego z gości, całego go oblewając. Klient klubu zaczął rzucać się do niewinnego kelnera. Ostra wymiana zdań wkrótce zmieniła się w bójkę. Ekspresowo wyszliście z klubu, by nie nabawić się jakichś kłopotów.
Po raz kolejny chłopak tłumaczył się tym, że przyciąga pecha.
Chociaż spędziliście razem niespełna jeden dzień, odnalazłaś w nim swoją bratnią duszę. Czułaś, że możesz mu powiedzieć o wszystkim, dosłownie. Zaufałaś mu w tak krótkim czasie. Jeszcze niedawno miałaś wrażenie, że nie zaufasz nikomu, a w szczególności mężczyźnie. Ten jednak stał się twoją bratnią duszą w tempie ekspresowym.
Następne dni tylko pogłębiały i umacniały waszą przyjaźń. Byliście sobie coraz bliżsi. Nie zwracaliście uwagi na złośliwe gadki, że pewnie niebawem okaże się, że jesteście parą. Chociaż…
Zauważyłaś, że Josh od jakiegoś czasu zachowuje się trochę sztucznie. Opowiada głupie historie i żarciki, w twoim towarzystwie jest spięty, ostatnio zaczął cię unikać… jakby miał coś do ukrycia.
Tego dnia wstałaś wcześnie i ubrałaś się w takie ciuszki. Następnie wybrałaś się do swojej małej pracowni. Właśnie dzisiaj przygotowywałaś stroje dla chłopaków na koncert w Dublinie. Po wybraniu odpowiednich ciuchów wszystko poukładałaś na manekinach, by nic nie zniszczyć, nie zagnieść, nie pogubić. Napracowałaś się, by skompletować te zestawy.
Uznałaś, że po dobrze wykonanej pracy zasłużyłaś na kawę i ciastko. Korzystając z możliwości, wyciągnęłaś cały zespół do kawiarni. Siedliście przy największym stole i złożyliście zamówienie. Ty zakupiłaś babeczkę ze serem i owocami, a do tego latte. Josh złożył takie samo zamówienie. Posiedzieliście, pogadaliście, pośmialiście się… chociaż twój przyjaciel niemal cały czas milczał. Czułaś na sobie jego wzrok, jednak to ignorowałaś. A przynajmniej starałaś się…
Po tym małym wypadzie zaprosiłaś wszystkich do twojej pracowni, by mogli zobaczyć i ocenić owoce twojej pracy. Chłopcy byli pod wrażeniem twojej pracy. Razem z wizażystkami i fryzjerkami ustaliłaś resztę. Oczywiście, opowiedziałaś o strojach i wskazałaś, który jest dla kogo. Zaproponowałaś, by je przymierzyli. Robili to pojedynczo, byś mogła spokojnie odkładać wszystkie elementy danego zestawu. Niemalże na każdym rzeczy leżały idealnie; jedynie trzeba było skrócić spodnie Louisa, a do bluzki Nialla doszyć dwa guziki.
Po przymiarce wszyscy zaczęli się rozchodzić. Jedynie Josh został, gdyż jak twierdził, „mieliście coś bardzo ważnego do omówienia”. Kończyłaś układać ciuchy na wieszakach, gdy nagle twój towarzysz postanowił, że ci pomoże. Zaśmiałaś się, że wolisz nie igrać z jego pechem. Jak się po chwili okazało, pożałowałaś swojego czarnowidztwa. Perkusista, chcąc podać ci spodnie, zahaczył o rękę „Harry’ego”, który się przewrócił. Reszta „zespołu” poleciała rządkiem, jak domino. Po chwili wszystko leżało na brudnej podłodze, co równa się z tym, że nie nadaje się do użycia.
Ogarniała cie frustracja, złość, agresja… wszystkie negatywne uczucia naraz. Miałaś ochotę go zabić, poćwiartować, a jego śledzionę rzucić ptakom na pożarcie.
- Coś ty do cholery narobił?! To wszystko jest już zniszczone! Wiesz, ile nad tym pracowałam?! Wiesz?! Nie! Bo jakoś tak ostatnio masz mnie w dupie! Co, nagle przestałam cię obchodzić? – darłaś się jak pomylona, ale byłaś naprawdę wściekła. Chłopak chyba chciał coś powiedzieć, ale nie zwracałaś na to uwagi. – A z resztą, spieprzaj!
Wyszłaś z pracowni, trzaskając drzwiami. Pieprzony pech!
Poruszałaś się szybkim marszem. Już po pięciu minutach byłaś w parku. Usłyszałaś czyjeś wołanie. Odwróciłaś głowę.
- [T.I.], proszę zaczekaj! Błagam, musimy pogadać!
Ignorowałaś jego wołanie. Chłopak biegł w twoim kierunku. Widziałaś jego grzywkę niechlujnie powiewającą na wietrze, jego rozgrzane, czerwone z wysiłku policzki. Jednak nie było ci go szkoda. Cieszyłaś się nawet, że chwilowo jest w takim stanie. Niewzruszona szłaś dalej.
Jednak już po chwili poczułaś, jak coś szarpnęło cię za rękę. Odwracając się, równie potężnie szarpnęłaś jego rękę. Chłopak był silny i kurczowo trzymał się twojej dłoni. Przez tą próbę sił chłopak stracił równowagę i poleciał na trawnik. Niestety, zapomniał cię puścić, przez co wpadłaś centralnie na niego. Jakby tego było mało, zaczęliście się staczać wprost do małego strumyczka. Widziałaś tylko przepraszające spojrzenie Josha. Po chwili poczułaś coś mokrego i przerażająco zimnego. Tak, właśnie wpadliście do strumyka przecinającego park. Nie mogłaś już dłużej wytrzymać. Wybuchłaś… śmiechem.
- Jesteś idiotą, wiesz?
- I to na dodatek pechowym – śmialiście się razem. – Pewnie jeszcze za chwilę zarobię w twarz.
- Niby za co? – jednak nie uzyskałaś odpowiedzi. Bynajmniej nie słownej…
Jego twarz momentalnie zbliżyła się do twojej. Poczułaś jego delikatne usta na swoich wargach. Przez sekundę w twoim brzuchu szalały motyle. To było najsłodsze doświadczenie w twoim życiu. Chłopak delikatnie cię cmoknął, jakby nie miał pewności, czy może pozwolić sobie na więcej. Kiedy wasze usta rozdzieliły się, otworzyłaś oczy. Widziałaś zawstydzone oczy Josha, które jak gdyby chciały cię przeprosić. Mimo to gładził cię kciukiem po policzku, uśmiechał się. Ujęłaś jego twarz w dłonie. Delikatnie przysunęłaś do siebie i uczyniłaś o samo, co chłopak przed chwilą. Tyle, że to był już prawdziwy, pełny pasji i czułości pocałunek.
 

 


I oto jest Piąteczka :3
Mam nadzieję, że wam się podoba, chociaż ja nie jestem zadowolona. Jakoś nie miałam weny :(
PRZEPRASZAM
Jeżeli macie jakieś propozycje dotyczące kolejnego imagina, piszcie :) to ważne, gdyż chcę wiedzieć, o czym chcielibyście czytać :D
Jeżeli macie jakieś zastrzeżenia, dajcie mi znać: chcę wiedzieć, nad czym mam popracować ;)
Obiecałam wam, że będę polecała wasze blogi, czego ostatnio nie robiłam :( a więc polecam wam dzisiaj aż TRZY :3
Kolejna sprawa: ANKIETY! Błagam was, GŁOSUJCIE! To sprawa życia i śmierci!! ♥♥
No i rzecz jasna: jak już tu jesteś, to KOMENTUJ

wtorek, 26 marca 2013

Imagine #4 - Justin Bieber

Dedykacja dla wspaniałej, cudownej, ślicznej i kochanej Belieber - @UgLysz ♥♥


            Dotąd wiodłaś cudowne życie. Miałaś przyjaciół, wysoką pozycję w klasie, pieniądze, drogie ciuchy i gadżety, drugą połówkę, odnosiłaś sukces za sukcesem… Nie martwiło cię nieszczęście innych, bo w końcu nie dotyczyło to ciebie…
            Nie spodziewałaś się, że twój dotychczasowy świat legnie w gruzach, że stracisz niemal wszystko… ale za to zyskasz coś znacznie lepszego, cenniejszego…
            To miała być twoja wielka lekcja życia.
            Jak przed każdymi zawodami (tym razem jechałaś na olimpiadę gimnastyczną), musiałaś zrobić testy wydolnościowe. Mierzenie ciśnienia, osłuchiwanie serca, pobieranie krwi, prześwietlenia… to dla ciebie nie była żadna nowość, więc bez żadnych obaw poddałaś się badaniom. „W końcu to tylko rutyna” – mówiłaś sama do siebie. Słuchałaś swojej ulubionej piosnki, wpatrując się w strzykawkę, która napełniała się twoją krwią. Już nie przerażał cię ten widok.
Jak zwykle po tych rytuałach umówiłaś się z przyjaciółkami na zakupy. Dzisiaj jednak nie czułaś się najlepiej. Byłaś ospała i bolała cię głowa. Usprawiedliwiałaś to stresem przed zawodami. Po dwóch latte było już nieco lepiej. Nabyłyście nowe kostiumy na występy (do układu solowego i drużynowego). Po udanym wypadzie na miasto udałaś się na salę do ćwiczeń. Przez 2 godziny poprawiałaś swój układ. Po powrocie do domu zasnęłaś.
Przez następny tydzień nie byłaś w formie. Ciągle było ci słabo, non stop puszczała ci się krew z nosa, a raz nawet zemdlałaś. Czułaś się wykończona. Obwiniałaś siebie, że stworzyłaś za trudny układ i teraz nie dajesz rady, a wycieńczony organizm się mści.
Po męczących i trudnych siedmiu dniach zadzwonił lekarz. Przyszły już wyniki, ale kazał przyjechać tobie z mamą, powiedział, że to ważne. Uznałaś to za podejrzane, jednak zawołałaś matkę i ruszyłyście w kierunku kliniki. Najlepszy lekarz sportowy miał wielu pacjentów, więc stanęłyście w kolejce. Ciągle źle się czułaś, więc usadowiłaś się na sofie przy drzwiach gabinetu doktora i odleciałaś.
Kiedy ponownie otworzyłaś oczy, na korytarzu było już pusto. Rozejrzałaś się dookoła. Drzwi gabinetu były uchylone. Słyszałaś rozmowę lekarza z twoją mamą. Jej głos był roztrzęsiony, jakby płakała.
- Ale… panie doktorze… to jakaś wielka pomyłka… przecież ona nie może być chora… Przecież to jeszcze dziecko!
- Proszę pani, sprawdziłem to, bo też nie mogłem w to uwierzyć. Niestety, wszystko się zgadza… naprawdę mi przykro…
- O czym pan mówi? Przykro?! Ona cierpi! – twoja matka płakała.
- To właśnie było powodem osłabienia, omdleń, krwawień… Musze niestety powiadomić panią, że [T.I.] nie będzie mogła wziąć udziału w tych zawodach.
Na te słowa lekarza zdębiałaś. Nie wiedziałaś, o co chodzi, ale kwestia wycofania się z zawodów dla ciebie nie wchodziła w grę. Byłaś wściekła. Zaczęłaś płakać. Co ci jest…?
- Ona musi! Przecież to dla niej wszystko! Tyle się przygotowywała… to jeszcze tylko miesiąc… troszkę poćwiczy i da radę! Tylko te ostatnie zawody…
- Jeśli pani pozwoli córce trenować w takim stanie, może tej olimpiady nie dożyć.
Teraz naprawdę się przestraszyłaś. Co takiego ci jest, że treningi mogą cię zabić? Coraz bardziej się bałaś. Nie chciałaś usłyszeć diagnozy.
- Co…? – kobieta, z którą przyjechałaś była załamana.
- Musimy jak najszybciej rozpocząć terapię. Wtedy będziemy mieć większe szanse na wygraną. Rak to nie przelewki…
Oniemiałaś. Nic do ciebie nie docierało. Przecież nie możesz mieć raka… nie ty…
Bezwładnie opadłaś na ziemię. Zwinęłaś się w kulkę, kryjąc twarz w dłoniach. Przecież to nie może być prawda… jesteś za młoda na śmierć… jeszcze nic nie osiągnęłaś, nie możesz tak po prostu odejść…
Po twojej głowie łatało tylko jedno hasło.
Białaczka…
Usłyszałaś skrzypienie drzwi. Poczułaś czyjąś rękę na swoich plecach.
- Skarbie, nie płacz, wszystko będzie dobrze… damy radę…
- Mamo, nie… nie damy rady… nic nie będzie dobrze, a ja umrę – mówiłaś powoli, bez emocji, wymierzając perfekcyjny cios w serce kobiety. Zerwałaś się i zaczęłaś biec. Nie wiedziałaś, dokąd, byle dalej.
            Twój organizm był już wykończony. Nie wytrzymał.
            Obudziłaś się po jakimś czasie. Leżałaś w szpitalnej sali, byłaś przebrana w jakąś piżamę i podpięta do kroplówki oraz jakiegoś monitorka. Na stoliku obok stała butelka soku, bułka i twój telefon. Pielęgniarka przyniosła ci porcję leków. Byłaś niezwykle wyczerpana. Ugryzłaś śniadanie dwa razy, połknęłaś tabletki i znowu usnęłaś.
            Tak wyglądały kolejne dni.
            Budziłaś się tylko po to, by łyknąć garść niesamowicie silnych środków. Po raz pierwszy miałaś chemioterapię. Włosy wypadały ci garściami. Nie miałaś już brwi i rzęs. Twoja cera była nienaturalnie biała, jak ściana. Pomimo, że przesypiałaś jakieś 20 godzin dziennie, miałaś wielkie sińce pod oczami.
            Nie chciałaś już żyć. Wolałaś się poddać i już nie męczyć.
            Na oddziale nie byłaś sama, jednak z nikim nie chciałaś nawiązać żadnego kontaktu. Byłaś zbyt krucha psychicznie.
            Ciągle mówiłaś o śmierci. Planowałaś nawet swój pogrzeb.
            Nie kontaktowałaś się z żadnym że znajomych. Nikt nie wiedział, gdzie jesteś i co się z tobą dzieje. Ani przyjaciele, ani chłopak.
            Nastąpił jednak dzień zmian. A wszystko zaczęło się od… wizyty jakiejś sławnej gwiazdy w szpitalu, w którym przebywałaś. Nikt nie wiedział, kto to, a jak wiedział, to nie mógł powiedzieć.
Poszłaś do łazienki, umyłaś głowę (już w ogóle nie miałaś włosów), zmieniłaś piżamę, założyłaś czystą, fioletową chustkę i przeszłaś się po korytarzu. Pomyślałaś, że masz dość. Szybko zwróciłaś się w stronę swojej sali, po czym uruchomiłaś telefon. Po raz pierwszy od… dawna. Miałaś mnóstwo nieodebranych połączeń, wiadomości, wszystkie od znajomych. Co się stało, gdzie jesteś, czy żyjesz… Napisałaś krótką wiadomość do najbliższych przyjaciół i chłopaka. „Szpital świętego Tomasza, trzecie piętro, sala numer 60. Czekam”. Bałaś się jak cholera, ale nie było już odwrotu. Po otrzymaniu raportu ponownie wyłączyłaś urządzenie.
Opadłaś na łóżko. Zasnęłaś, jak zwykle. Obudziłaś się po godzinie. Właśnie była u ciebie twoja mama. Nic nie mówiąc, zostawiła zakupy i wyszła. W ogóle nie rozmawiałyście. Była na ciebie zła, że nie wierzysz w wyzdrowienie.
Po chwili twoje serce przyspieszyło. Przez szybkę ujrzałaś swojego chłopaka (można go tak w ogóle jeszcze nazwać? Nie gadaliście przez miesiące) w towarzystwie dwóch dziewczyn. Zobaczył cię. Więc już nie było powrotu. Po twoim policzku spłynęła łza.
- Przepraszam, przepraszam… - tylko tyle powiedziałaś.
Chłopak patrzył na ciebie jak na intruza. Tak samo twoje „przyjaciółki”. Wyszli z sali bez słowa.
Wychyliłaś głowę, by coś jeszcze zawołać, gdy zobaczyłaś coś, co do reszty pozbawiło cię ochoty do życia… jeszcze do niedawna twój chłopak szedł za rękę z twoją byłą przyjaciółką…
Zdradził cię.
Rzuciłaś się na łóżko i zaczęłaś gorzko płakać. Płacząc, znów usnęłaś.
Oszukali cię.
Kiedy otworzyłaś oczy, ktoś głaskał cię po głowie. Oczy miałaś zapuchnięte, więc nie mogłaś zobaczyć, kto to. Czułaś czuły dotyk czyjejś dłoni na twojej łysej czaszce. Na głowie nie miałaś chustki. Pewnie spadła. Po chwili odzyskałaś ostrość widzenia. Zerwałaś się, bo wstydziłaś się swojej łysiny. Przed tobą siedział chłopak, przystojny zresztą. Przyjrzałaś się mu uważnie. Był ubrany w białą bokserkę, koszulę w kratę, beżowe rurki i bordowe adidasy. Miał cudowne, brązowe oczy i nienagannie ułożoną fryzurę. „Skądś go znam…” – przebiegło ci przez myśl. Cholerna chemia, chyba kompletnie zniszczyła ci mózg.
- Co się stało? Takie cudowne dziewczyny nie powinny płakać… - i posłał ci sympatyczny, ciepły uśmiech.
Na sam dźwięk jego głosu przebiegł cię potężny dreszcz. „To nie może być on… co on by niby robił w takim miejscu jak to…?”. Nieśmiało odwzajemniłaś uśmiech. To było twoje marzenie. Tak bardzo chciałaś go spotkać… ale inaczej to sobie wyobrażałaś. Miałaś być nienagannie ubrana, umalowana, uczesana, chciałaś go spotkać na koncercie, słyszeć jego śpiew i pisk innych dziewczyn… a teraz…? Siedzisz w piżamie, bez makijażu, żebyś nawet chciała to nie masz czego czesać, jesteś sama, w szpitalu, oko w oko z nim…
- Boże, to się nie dzieje naprawdę… szepnęłaś nieśmiało, niemal niesłyszalnie. Jednak on słyszał.
- Niby co? To, że tu siedzę? No chodź tu… - delikatnie cię przytulił. Zakręciło ci się w głowie. Nawet nie miałaś odwagi marzyć o spotkaniu w cztery oczy, a co dopiero o czymś takim. Narkotyzowałaś się zapachem jego perfum. Przytuliłaś go tak mocno, jak tylko mogłaś i nie miałaś zamiaru wypuścić go z rąk. Czułaś się… cudownie, bezpiecznie… czułaś jego ciepło, jego obecność.
- A mogę prosić autograf?
- Się pytasz? Pewnie! – z kieszeni wyjął swoje zdjęcie i sprawnym ruchem ręki złożył na nim swój podpis. Z dedykacją.
- Skąd wiesz, jak mam na imię?
- Na łóżku wisi twoja karta, słonko – chłopak sympatycznie się wyszczerzył. – Wybacz, ale muszę odwiedzić jeszcze kilka dzieciaków. Wrócę tu jeszcze. I nie płacz nigdy więcej.
Puścił ci oko i wyszedł.
A ty, będąc w ciągłym szoku, odtwarzałaś każde jego słowo.
Rozmawiałaś z nim.
Z Justinem. TYM Justinem.
Z marzeń wyrwała cię pielęgniarka. Przyniosła kolejną dawkę leków. Niechętnie je połknęłaś. Zjadłaś obiad i wyszłaś na korytarz. Miałaś nadzieję, że on tam ciągle będzie. Niestety, nie było nikogo.
Pomimo tego, że już nigdy mogłaś go nie spotkać, wciąż wierzyłaś. Myślałaś „Never say never…”
Od tego spotkania twoje życie się zmieniło. Zaczęłaś walczyć o życie. Zaczęłaś na nowo je doceniać. Uwierzyłaś, że możesz wygrać. Odwiedzałaś inne dzieci, czytałaś im bajki, między nimi czułaś się swobodnie.
Po kilku miesiącach spędzonych w klinice byłaś już innym człowiekiem. Zapomniałaś o niewiernym chłopaku i nielojalnych przyjaciółkach. Cieszyłaś się chwilą, jarałaś się błahostkami, pomagałaś każdemu, komu tylko mogłaś. Śmiałaś się i płakałaś z każdym, kto tego potrzebował.
Marzenia też się spełniły. Justin stał się częstym gościem szpitala. Zawsze cię odwiedzał. Długo rozmawialiście, śpiewaliście razem… Stał się twoim przyjacielem, ale takim prawdziwym, od serca, bezinteresownym. Jego uśmiech zawsze sprawiał, że czułaś się lepiej.
Był dla ciebie lekarstwem na wszystko.
Pewnego dnia do twojej sali zawitał lekarz. Był uśmiechnięty, jakby miał ci powiedzieć, że wygrałaś… życie. Jus był wtedy z tobą.
- Witam państwa. Mam dobre wieści.
            Wpatrywałaś się w lekarza jak przedszkolak na magika wykonującego jakąś sztuczkę. Chłopak złapał cię za rękę i delikatnie ścisnął.
- Tak?
- Znalazł się dawca. Jest szansa, i to bardzo duża na to, że wyzdrowiejesz.
Promiennie się uśmiechnęłaś.
- Mówiłem ci, [T.I.], że się uda! – Justin jarał się razem z tobą. Jednak zanim doktor opuścił salę, spytałaś:
- Ale jest również szansa, że się nie uda, prawda? – powiedziałaś to bardzo spokojnie, bez emocji. Po prostu chciałaś usłyszeć to od niego.
- Tak. Jest takie prawdopodobieństwo, ale nie jest ono duże.
- Tylko tyle chcę wiedzieć, dziękuję.
Lekarz uśmiechnął się i opuścił salę, a ty i Jus zaczęliście wesoło śpiewać.
Czułaś się cudownie. Zaznałaś smaku prawdziwej przyjaźni, zmieniłaś się w lepszego człowieka, zyskałaś szansę na lepsze życie. Lepiej być nie mogło.
Zgodziłaś się na zabieg. W końcu nie miałaś nic do stracenia, a jak wiele do zdobycia…
Minęły dwa tygodnie. Właśnie dziś masz mieć przeszczep. Mama z uśmiechem na ustach wyszła z twojej sali; swoją drogą, odkąd poznałaś Justina i się zmieniłaś, wasze relacje uległy znacznej poprawie. Po chwili pojawił się on.
- I jak samopoczucie, mała? – chłopak sympatycznie się do ciebie wyszczerzył.
- Trochę się boję, ale wierzę, że będzie okej.
- Wiesz, może to nie jest odpowiedni moment, ale musimy pogadać.
- Wal śmiało, lepszej okazji może już nie być! – spojrzałaś w jego cudowne, orzechowe oczy. Kąciki twoich ust od razu powędrowały do góry.
- Tak więc, nie będę owijał w bawełnę. Odkąd po raz pierwszy cię spotkałem, wiedziałem, że jesteś niezwykła. Pokochałem cię, tak od razu. Nigdy wcześniej nie doświadczyłem czegoś takiego, ale teraz wiem, że jesteś wyjątkowa… jesteś tą jedyną… Kocham cię, naprawdę.
            Patrzyłaś na niego jak zaklęta. Nie mogłaś oderwać od niego wzroku. Nie docierało to do ciebie. Przecież to nierealne, niemożliwe… przecież to tylko twoje marzenia… niemożliwe do spełnienia… Po twoim policzku spłynęła łza. Jedna, mała, ale jak wiele uczuć symbolizowała…
            Chłopak zbliżył się do twojej twarzy. Czułaś na szyi jego oddech. Czułaś jego dłonie na swojej twarzy. Był przy tobie. Cały czas.
- „Never say never…” – wyszeptałaś.
            Poczułaś ciepło jego warg, delikatnie muskających twoje delikatne usta. Byłaś szczęśliwa, spełniona… Wbrew pozorom choroba dała ci wiele, więcej niż mogłaś się spodziewać. Dała ci przyjaźń, szczęście, nadzieję, wiarę, miłość… dała ci JEGO. To dzięki jego obecności dzielnie znosiłaś kolejne dni walki o życie. Gdyby nie on, nie byłoby cię tu…
            Odwzajemniłaś jego pocałunek. Był krótki, ale czuły i namiętny. Przelewał między wami całe uczucie, całą magię chwili, która miała trwać wiecznie.
            Do sali wszedł lekarz. Wasze twarze już się rozdzielały. Zabrali cię tam, na przeszczep.
- Do zobaczenia, słońce – szepnął ci do ucha.
- Do zobaczenia. Kocham cię.
            Podano ci narkozę. Odleciałaś.

~***~

(oczami obserwatora)
            Przeszczep został wykonany. Rokowania były dobre. Dziewczyna leżała w izolatce. Jeszcze się nie wybudziła. Monitory dookoła niej wydawały rozmaite dźwięki. Przez szybę wpatrywała się matka. Koło niej stał młody chłopak. Ich twarze były skupione.
            Nagle maszyny zaczęły piszczeć. Lekarze szybko wbiegli na salę, próbując ją reanimować. Przeszczep jednak się nie przyjął… dziewczyna umiera…
            Kobieta schowała twarz w dłonie i wydawała z siebie przerażające, pełne bólu jęki. Przerażony piosenkarz, że łzami w oczach wpatrywał się w szalejące monitory. Pięściami okładał szybę.
            Nagle wszystko ustało.
            Lekarze wyszli z sali. Jeden z nich podszedł do kobiety i z cierpieniem w oczach szepnął:
- To już koniec. Proszę się z nią pożegnać.
            Kobieta, cała się trzęsąc, niepewnym krokiem weszła do sali. Złapała dziewczynę za białą rękę i zaczęła ocierać nią łzy. Tylko płakała.
            Po niej wszedł chłopak. Usiadł na tym samym miejscu, co kobieta. Ujął jej dłoń w swoje ręce i zaczął śpiewać (włącz, jeśli chcesz).

Lately I've been thinking, thinking 'bout what we had
I know it was hard, it was all that we knew, yeah.
Have you been drinking, to take all the pain away?
I wish that I could give you what you deserve
'Cause nothing can ever, ever replace you
Nothing can make me feel like you do.
You know there's no one, I can relate to
I know we won't find a love that's so true.

There's nothing like us, there's nothing like you and me
Together through the storm.
There's nothing like us, there's nothing like you and me
Together.

I gave you everything, baby, everything I had to give
Girl, why would you push me away?
Lost in confusion, like an illusion
You know I'm used to making your day.
But that is the past now, we didn't last now
Guess that this is meant to be, yeah.
Tell me was it worth it? We were so perfect
Baby I just want you to see

There's nothing like us, there's nothing like you and me
Together through the storm.
There's nothing like us, there's nothing like you and me
Together.
There's nothing like us, there's nothing like you and me
Together through the storm.
There's nothing like us, there's nothing like you and me
Together.
..


            Kończąc refren, głos mu się załamał. Zaczął spazmatycznie szlochać, nie mając siły, by opanować łzy. Chwycił ją za ręce i zaczął do niej mówić:
- Czego mi to zrobiłaś? Jaka była umowa? Mieliśmy się spotkać, porozmawiać… mieliśmy być razem, już na zawsze… czego mnie tu zostawiasz? No czego?! Wracaj, proszę! Co ja bez ciebie zrobię? Przecież cię kocham!!
            Dziewczyna powoli gasła. Nie miała siły na jakikolwiek gest. Delikatnie poruszyła palcem. Po jej oku spłynęła łza. Ostatnia.
            Maszyna wydała ciągły, nieznośny pisk, oznaczający zatrzymanie akcji serca.
            Odeszła.
            Koło chłopaka usiadła matka dziewczyny. Objęła go ramieniem.
- Wiesz, że teraz jest jej lżej, lepiej?
- Wiem. I tylko to mnie cieszy.
Zaczęli razem płakać.
            Po kilku, jakże długich, minutach, kobieta wstała i wyszła. Justin, ciągle zapłakany, zbliżył swoją twarz do twarzy dziewczyny. Pogładził ją po głowie, gładkiej i zimnej. Na jej czole złożył ostatni, pożegnalny pocałunek.
- Nigdy o tobie nie zapomnę.



Mam nadzieję, że was nie zanudziłam ;)
Nie gniewajcie się za „zabójstwo”, ale jestem realistką; nie wierzę w tylko happy endy i musiałam to napisać ;)
Poza tym, nie mogę was przyzwyczajać do samej „słodyczy”, to byłoby niezdrowe! :D

Pisanie tego imagina zajęło mi sporo czasu, za co bardzo was przepraszam. Po prostu ciągle tylko nauka, szkoła, dom, i tak w kółko. Poza tym dochodzą emocje związane z koncertem…
No właśnie, pochwalcie się: był ktoś w Łodzi? A może do kogoś ktoś zadzwonił z Areny? A może ktoś, tak jak ja, może tylko czekać na relację na 4funie? :3
To było DZIKIE! ♥♥

ZE SPRAW ORGANIZACYJNYCH♥
Następuje mała zmiana ;) Osoby, które zamawiały u mnie imaginy chciały zobaczyć coś, co już było (chodzi mi o postacie). Nie chciałabym pisać w kółko o tych samych osobach, więc wpadłam na inny pomysł: ANKIETA!
Po prostu, będą tam wypisane rozmaite gwiazdy, o których mogłabym pisać, a wy będziecie głosowali, z kim ma być kolejny imagin. Mam nadzieję, że będziecie głosować!
PIERWSZA ANKIETA JUŻ TRWA! GŁOSUJCIE!

Co do dedykacji: one również będą ;) po prostu piszcie, że chcielibyście takową otrzymać, a ja po uzyskaniu wyników ankiety zrobię losowanie, w którym wybiorę danego szczęśliwca :)
Co do już złożonych „zamówień”, spokojnie: wszystko mam zapisane! Gdyby w ankiecie wygrał ktoś, kto był już „zamówiony”, wiem, komu zadedykować moje wypociny :3

Przepraszam za wszelkie błędy, klawiatura mi się pieprzy, brzydko mówiąc :3

To chyba tyle :3

Dziękuję za wszystkie komentarze, jakie dostałam. Nawet nie wiecie, jak to motywuje ;***
PROSZĘ O WIĘCEJ I DZIĘKUJĘ ♥♥