Spojrzałem na Niego. Wyglądał, jak zawsze, pięknie.
Mogłem godzinami siedzieć i patrzeć, jak trzyma Lux za rączki i ją prowadzi.
Był taki troskliwy, jak tatuś… Jego ręce, jego włosy, jego tyłek, nogi…
kochałem to wszystko.
Chciałem być na miejscu tego dziecka…
chciałem trzymać go za ręce, mieć w nim oparcie, czuć, że jeśli się potknę, on
pomoże mi wstać… ale to niemożliwe. On nic do mnie nie czuje… a na pewno nie
to, co ja… nie w ten sposób…
- Stary, co tak zamulasz? – Zayn podszedł do mnie. Na sam
dźwięk jego głosu zmiękły mi wszystkie kończyny.
- Tak jakoś, patrzę sobie na ciebie – próbowałem nadać tej
wypowiedzi żartobliwy ton, ale całość zabrzmiała żałośnie. Poczułem się
załamany i bezsilny.
- Hahaha, tylko się we mnie nie zakochaj! – zaśmiał się, klepnął
mnie w ramię i odszedł. A ja, wciąż siedząc na ławce, szepnąłem „Za późno…”
Popatrzyłem
na niego z utęsknieniem. Miałem ochotę rzucić się na niego, wykrzyczeć mu w
twarz „Kocham cię, jak nikogo na świecie!”, a jego cudowne usta zamknąć gorącym
pocałunkiem.
Jestem
tchórzem.
Nie mam
nawet odwagi walczyć o marzenie. O to największe…
„Live your own dreams
and never wake up…”
To nie takie proste.
Zawsze marzyłem o tym, by móc go przytulać, całować, spędzać z nim noce… ale to
przecież było niemożliwe. To by zrujnowało nasz zespół. Naszą karierę. To
wszystko, na co tak długo pracowaliśmy… nie, nie mogę być takim egoistą. Nie
zrobię tego… Poza tym, on ma dziewczynę… On jest szczęśliwy, nie mogę tego
zepsuć… nie i koniec. Za bardzo go kocham, żeby zniszczyć mu życie. Wolę umrzeć
ze zgryzoty, niż sprawić mu ból… wolę udawać, że jestem hetero. Ale nie wiem,
jak długo wytrzymam…
- Liam, idziesz? Czekamy! – usłyszałem głos Nialla.
- Taa, idźcie, dogonię was – rzuciłem tylko. Chciałem być
sam, nie miałem ochoty iść na żadną imprezę.
Schowałem twarz w dłoniach. Już
myślałem, że nikt nie zauważy mojej nieobecności, gdy nagle poczułem czyjąś
dłoń na moich plecach. Podniosłem głowę i… moje serce stanęło.
- Hej, stary, stało się coś? Jesteś jakiś nieswój… – na
całym ciele poczułem przerażające dreszcze.
- Niee, skąd? – próbowałem się uśmiechnąć, nadaremnie. –
Wszystko jest ok!
- Przecież widzę, że nie. Gadaj, co się stało?
- Jaa… po prostu… – powiedzieć, nie powiedzieć, powiedzieć,
nie powiedzieć… – Zakochałem się. Ale to nie ma szans.
- Czego? Jesteś zajebisty, idź do niej i jej to powiedz! Na
pewno będzie twoja! A jak odmówi, to znak, że idiotka, po której nie ma co
płakać…
- To nie takie proste… – przerwałem mu. Wziąłem głęboki
wdech. – Boo… widzisz… to nie…
Już miałem wyznać mojemu najlepszemu przyjacielowi, że go
kocham, gdy usłyszeliśmy wrzask.
- Heeej, ruszcie dupy, jeśli chcecie iść! – Louis darł się
jak pomylony.
Nawet trochę mi ulżyło. Mam jeszcze trochę czasu… chociaż
poczułem się źle. Nie wiem, czy jeszcze się odważę…
- Pogadamy po imprezie. Chodź!
- Nie chce mi się tam iść… – zacząłem, ale mulat mnie
wyprzedził.
- A co, wolisz się nad sobą użalać sam w czterech ścianach?
Chodź z nami, zabaw się, rozerwij trochę… nie myśl o niej przez chwilę…
- Nie rozumiesz, że to niemożliwe?! – tym razem to ja
wszedłem mu się w słowo. – Żebym nie wiem jak chciał, to zawsze… o tym myślę… –
ostrożnie dobierałem słowa, by nie powiedzieć mu, że nie chodzi o dziewczynę, a
tym bardziej, że chodzi o NIEGO.
- Dobra, koniec tematu. Jedziesz z nami i kropka. Możesz
wpaść do mnie na noc, rano pogadamy i wszystko mi wyśpiewasz. A dzisiaj bawisz
się z nami!
Tylko się
uśmiechnąłem. Kwestia noclegu bardzo mi się spodobała. Przystałem na jego
propozycję i poszedłem za nim. Po drodze gadaliśmy o pierdołach, ale moje nogi
były tak miękkie, że ledwo za nim szedłem. Przebraliśmy się, po czym ruszyliśmy
do klubu.
Miałem
szczerą nadzieję, że będziemy się bawić wszyscy razem. W naszym gronie. Wiedziałem
jednak, że najprawdopodobniej będzie inaczej. I nie myliłem się. Już na wejściu
moje serce przebiła co najmniej siekiera; przed dyskoteką stała Perrie z
jakimiś dziewczynami, chyba koleżankami z jej zespołu. Zayn podszedł do niej i
na powitanie namiętnie pocałował. W tym momencie miałem ochotę rzucić się pod
rozpędzony pociąg. Byłem o niego tak cholernie zazdrosny… Łzy napłynęły mi do
oczu. Uciekłem do łazienki i miałem ochotę przesiedzieć w niej resztę życia. Usiadłem
na zimnej, brudnej podłodze i nie miałem zamiaru wstawać.
Siedziałem
w tym obskurnym kiblu już dłuższy czas, ale jakoś nikt nie przejął się moim
zniknięciem, bo nawet mój telefon nie dawał znaku życia. Postanowiłem wrócić na
salę taneczną i zamówić drinka. Pijąc, obserwowałem bawiących się ludzi.
Szczęśliwych, wesołych… zakochanych… Wzrokiem szukałem ukochanego, lecz nigdzie
go nie było. Zamówiłem kolejnego drinka. I następnego… jednak z rozpaczy nawet
nie mogłem się upić. Wszystko pamiętałem, kojarzyłem…
- Stary, co jest? Jakiś przybity jesteś… Baw się! –
usłyszałem Harry’ego.
- Wiesz może, gdzie jest Zayn? – nie wiem czego o niego
spytałem. On pewnie teraz świetnie bawi się że swoją dziewczyną i nie ma czasu
na użalanie się nade mną…
- Siedzi przed klubem i rozpacza. Pokłócił się z Per…
Nie czekając na resztę
wypowiedzi, zerwałem się z krzesła i wybiegłem przed budynek. Rzeczywiście, mulat
siedział na ławce i palił fajkę. Jego mina pokazywała smutek. Było mi go tak
strasznie szkoda… chociaż, z drugiej strony, cieszyłem się… cieszyłem się, że
to może być ich koniec. Że się rozstaną. Że teraz będzie MÓJ.
- Coś się stało? – usiadłem koło niego. Nasze oczy się
spotkały. Chciałem go objąć, ale powstrzymałem się, mógłby źle zareagować. Nie
wytrzymałem jego spojrzenia. Spuściłem głowę.
- Widzisz… jeszcze kilka godzin temu namawiałem cię na tą
imprezę… a teraz sam nie chcę tu być… Pokłóciłem się z Perrie.
- Ale czego? – udawałem zaskoczonego. W sumie, po alkoholu
jestem niezłym aktorem.
- Ona chciała wpaść do mnie na noc, ja jej powiedziałem, że
chciałeś pogadać i że już cię zaprosiłem, i że może innym razem, a ona zaczęła
mnie wyzywać od pedałów. Od pedałów, rozumiesz? Jakbym był gejem… przecież
jesteś moim przyjacielem! Muszę ci pomagać! Ona tego nie rozumie! Ona myśli, że
ja ją z tobą zdradzam! Rozumiesz?! Tak mi powiedziała! Ja jej powiedziałem, że
skoro mi nie ufa, niech spieprza, a ona sobie poszła! Poszła sobie! Jejku,
nawet gdybym wolał facetów… to w końcu nic złego! To też jest i trzeba to
szanować! Akceptować! – miałem wrażenie, że zaraz się rozpłacze. Klepnąłem go
po plecach. Z trudem zacząłem wypowiedź.
- Ja przepraszam, to chyba przeze mnie… jedź do niej,
pogadaj… ja sobie dam radę, a ty o nią walcz! Jedź, zostań na tą noc,
pogadacie, wszystko sobie wyjaśnicie…
- Nie. – przerwał mi. – Mam to w dupie. Skoro mi nie ufa i
oskarża o takie rzeczy, to nasz związek chyba i tak nie ma sensu. Poza tym, to
trochę bardziej skomplikowane…
Nie wiedziałem, co na to odpowiedzieć, więc milczałem.
Czułem, że o drażliwy temat, więc go nie poruszałem. Siedzieliśmy tak w ciszy
jakąś chwilę.
- Chce ci się tu jeszcze siedzieć? – rzucił Zayn.
- Szczerze? Nie…
- To już, zwijamy się, jedziemy do mnie. Pogadamy trochę,
pożalimy się…
Posłałem mu uśmiech i zadzwoniłem
po taksówkę. Przy okazji spotkałem Nialla, któremu powiedziałem, że się
zwijamy.
Po jakichś 15 minutach byliśmy
pod chatą Malika. Weszliśmy i udaliśmy się do salonu. Od razu włączyłem radio
(nawet nie wiem, na jakiej stacji), a towarzysz zasłonił okna i poszedł po
piwo. Zawsze tak siedzieliśmy, gdy spotykaliśmy się na „męskich wieczorkach”.
Na początku gadaliśmy o niczym, ale w końcu chłopak zszedł na temat, którego
najbardziej się bałem.
- Nooo… stary, ale co to za jedna?
Nie odpowiedziałem. Bo niby co miałem mu powiedzieć?
- To powiedz chociaż, czy ją znam?
- Tak, znasz… i to bardzo dobrze… - wydukałem. Na więcej nie
było mnie stać.
- No to powiedz, kto to! Jak ją znam, to mogę do niej
zagadać i…
- Nie powiem ci… ni dam rady… - czułem się taki bezsilny…
Chciałem mu powiedzieć, ale nie umiałem… Oczy zaczęły mnie piec. Cholera, nie
dość, że tchórz, to jeszcze wyje… Schowałem twarz w dłoniach. Ta cisza była
dobijająca.
- No powiedz mi, do cholery ciężkiej, kto to jest! –
usłyszałem podniesiony głos przyjaciela.
Wtedy zrobiłem coś, czego bałem
się najbardziej. To był impuls. Nie myślałem nad tym, co robię. Pozwoliłem
ponieść się chwili.
Pocałowałem
go.
Przywarłem
do niego i połączyłem nasze usta. To było coś cudownego, magicznego… Nasze
języki stykały się, walcząc że sobą. Nie chciałem tego kończyć, marzyłem o tym
od dawna. Ale wreszcie, z trudem, oderwałem się od niego. Łzy same zaczęły
płynąć mi po twarzy. Przecież nie mogę…
- Jaa… jaa… przepraszam… ja nie chciałem… cię ranić… byłeś…
byłeś szczęśliwy… jaa… chciałem ci powiedzieć… ale… bałem się… że mnie…
odepchniesz… ale ja… ja tak już nie mogę… wybacz mii… przepraszam, przepraszam…
- jąkałem się, z trudem łapiąc oddech.
Wstałem i
zacząłem uciekać z domu. Wybiegłem na ulicę. Nie wiedziałem, dokąd zmierzam, po
prostu nie docierało do mnie, co przed chwilą zrobiłem. Jak ja mogłem? Przecież
go kocham! Jak ja mogłem mu zrobi coś takiego?! Parszywiec! Brzydzę się siebie!
Co ja zrobiłem?!
Nie wiedziałem, dokąd zmierzam.
Byle dalej… Po jakimś czasie szybkiego biegu moje nogi zaczęły odmawiać
posłuszeństwa. Zdołałem doczłapać do jakiegoś drzewa i upadłem przy nim.
Zrobiło się chłodno. Z nieba lunął deszcz. A ja płakałem pod tym drzewem, nie
mając siły, by wstać i schronić się gdzieś przed ulewą. Położyłem głowę na
kolanach, zakryłem twarz dłońmi i zalewałem się gorzkimi łzami. Łkałem głośno,
ale przecież byłem sam. Nikt mnie nie widział. Przez chwilę poczułem się jak
zwykły człowiek, który też ma prawo do słabości, a nie jak sławny Liam Payne,
na którego patrzy cały świat i od którego wymaga się bycia idealnym.
Usłyszałem kroki. Pewnie jakiś
bezdomny szlaja się jak ja… jednak to nie był żaden nieznany mi człowiek…
- Czego uciekłeś?…
- Co ty tu robisz w taki deszcz? Wracaj do domu, przeziębisz
się… – przerwałem mu. Mówiłem szybko, bez ładu. Cały drżałem, i to wcale nie z
zimna.
- Bez ciebie nigdzie się nie ruszę! – zbliżył się do mnie.
Podniosłem głowę. Jego włosy były
w nieładzie, był cały mokry i czerwony na twarzy. Mimo to, dla mnie wciąż był
najpiękniejszą istotą, jaka kiedykolwiek chodziła po tej planecie. Wyciągnął w
moją stronę dłoń.
- Wstawaj, i nawet nie próbuj się sprzeciwiać – mówił
spokojnie, ale stanowczo. Złapałem go za rękę i wstałem. Było mi głupio, sam
nie wiem, czemu. Czułem się winny. Mogłem zniszczyć wszystko, co nas do tej
pory łączyło. Jak mogłem być tak głupi?
- Jaa… naprawdę cię przepraszam…
- Ale za co? – zapytał mnie Zayn. Zaraz… Nie miał mi tego za
złe?
- Aaalee… jak..? Nie jesteś zły, nie…
- Nie mam za co się gniewać – uśmiechnął się. Byłem
kompletnie zbity z tropu. – Ty naprawdę nic nie rozumiesz? Ja… ja jestem taki,
jak ty… czuję to samo, rozumiesz? Ja… ja… ciebie też… noo, wiesz… - wydawał się
być zawstydzony. Był taki słodki…
- A Perrie? – rzuciłem tylko. To mi nie pasowało.
- To tylko przykrywka – powiedział smutno. – Wiesz, bałem
się… nie dość, że innej wiary, innego kolory skóry, to jeszcze orientacji…
Jakby świat się dowiedział, byłbym skończony! A tak, przynajmniej czułem się
bezpieczniej. Ale na pewno nie byłem szczęśliwy… A przy tobie… zawsze byłeś
inny niż wszyscy. Czuły, dyskretny, pomocny… Na tobie można było polegać… i
ciągle można…
Uśmiechnąłem
się. Byłem najszczęśliwszą osobą na Ziemi. Wytarłem dłonią jego mokry, zimny
policzek. Patrzyłem w jego bursztynowe oczy. Poczułem jego ręce założone na
moją szyję. Zamknąłem oczy. I znów się pocałowaliśmy. Tym razem jednak czułem pewność.
Szczęście. Nie miałem żadnych obaw. Myślami byłem tylko z NIM. Nasze języki
czule się o siebie ocierały. Deszcz ciągle padał, ale wcale nam to nie
przeszkadzało. Trwaliśmy tak, dopóki nie zabrakło nam tchu. To była najbardziej
romantyczna i cudowna rzecz, jakiej kiedykolwiek doświadczyłem.
Wtedy już wiedziałem, że będziemy
razem.
~***~
Było nam bardzo ciężko. Wiele
osób się od nas odwróciło. Straciliśmy pewną część fanów, niektórzy nie chcieli
z nami współpracować. Odmawiano nam koncertów, nie wpuszczano do klubów… Nie
zdołałbym wyliczyć osób, które atakowały nas na ulicy, wyzywały, przeklinały… To
nie było proste. Na szczęście, ciągle mieliśmy chłopaków z zespołu. Na nich
zawsze mogliśmy liczyć. Oni się nas nie wstydzili i życzyli nam szczęścia. Przy
nich mogliśmy być po prostu sobą. Najważniejsze, że zespół wciąż istniał i byli
ludzie, którzy pomimo naszej odmienności nie mieli do nas żalu.
Doskonale
pamiętam dzień, w którym się ujawniliśmy. To były walentynki. Udzielaliśmy
wtedy wywiadu. W sumie, mieliśmy nic nie mówić, ale Zayn wpadł na ten pomysł
spontanicznie, tuż przed wejściem na wizję. Zgodziłem się. Miałem dość
ukrywania się. I zrobiliśmy to.
Wiele osób nagle zaczęło nas unikać. Na koncert
walentynkowy przyszło znacznie mniej ludzi, mało kto zaczepiał nas na ulicy,
sprzedaż piosenek też spadła. Tylko paparazzi nie dawali nam spokoju. W końcu,
mimo wszystko byliśmy światową sensacją. Czasami czułem się jak jakaś atrakcja
turystyczna: każdy przyglądał mi się, jakbym co najmniej kogoś zabił. Bałem
się, że przez nas nasza kariera się rozsypie. Że zniszczymy to, co jest dla nas
tak cholernie ważne…
Równie dokładnie pamiętam nasz…
pierwszy raz. To było podczas sylwestra. Fakt, byliśmy wstawieni, ale nie
zachlani na amen. Spędzaliśmy go razem z chłopakami i jeszcze kilkoma
najbliższymi przyjaciółmi, których „nie odstraszaliśmy”. W sumie wiedzieliśmy,
że nie każdemu to się podoba, więc przy ludziach byliśmy wyjątkowo
powściągliwi. Świetnie się bawiliśmy.
O północy wyszliśmy na ogromny
taras (dodam, że byliśmy w domu Louisa). Odliczając, spytałem mojego chłopaka:
- Masz jakieś życzenie?
On tylko słodko się uśmiechnął i odparł:
- Mam jedno, małe marzenie. Żebyśmy już każdy Nowy Rok
spędzali razem.
- Chcę tego samego – tylko tyle zdołałem wyszeptać mu do
ucha.
Kiedy na niebie rozbłysły
kolorowe fajerwerki, my złączyliśmy się w delikatnym, czułym pocałunku. Potem
staliśmy przytuleni i podziwialiśmy rozświetlone niebo. Z kieliszkiem szampana
w ręku wznieśliśmy toast.
- Za… spełnienie naszych marzeń?
- Tak, za spełnienie marzeń.
Stuknęliśmy delikatnie naszymi kieliszkami o siebie, po czym
wypiliśmy trunek.
Ludzie
powoli zaczęli się rozchodzić. Pomogliśmy przyjacielowi ogarnąć chatę i
poszliśmy do mojego domu. Marchewa noc spędzał z Eleanor, Harry z Niallem
koniecznie chcieli gdzieś jechać (podobno Loczek odkrył jakiś niesamowity klub),
s co było z resztą nawet nie wiem. Weszliśmy do środka i udaliśmy się do
salonu. Otworzyliśmy wino i po prostu byliśmy razem. Cieszyliśmy się tym
wieczorem, tą nocą.
Około godziny 4:00 zacząłem czuć
senność, więc by się odświeżyć, poszedłem wziąć prysznic. Zayn czekał w
sypialni. Chciałem się ogolić, ale zapomniałem, że moja nowo zakupiona maszynka
jeszcze nie znalazła się w łazience. Owinąłem się w ręcznik i udałem się do
mojego pokoju, by zabrać potrzebne mi rzeczy. Kiedy otworzyłem drzwi, moim
oczom ukazał się mulat w… samych bokserkach. W tle słyszałem spokojną,
nastrojową muzykę. Podszedł do mnie i zaczął mnie namiętnie całować, a raczej
kąsać w szyję. To było cudowne uczucie. Nawet nie poczułem, kiedy z moich
bioder opadł ręcznik. Stałem przed nim kompletnie nagi, ale nie zwracałem na to
uwagi.
W pewnym momencie Zayn odwrócił się
i rzucił mnie (dosłownie) na łóżko. Popatrzył na mnie pytającym wzrokiem. Tylko
kiwnąłem głową. „Zgadzam się”. Leżałem tak i pozwalałem, by chłopak pieścił
swym językiem całe moje ciało. Szyja, tors, brzuch, schodził niżej i niżej.
Nagle poczułem niebywałą przyjemność. Przygryzłem wargi, ścisnąłem w pięściach
prześcieradło i odchylając głowę do tyłu, zacząłem cicho pojękiwać. W końcu
poderwałem się i położyłem się na nim. Zmiana ról. Teraz to ja siedziałem na
nim okrakiem i całowałem jego ciało, zbliżając się do jego bielizny. Bez
zastanowienia zdarłem z niego bokserki. Jego „przyjaciel” od razu zareagował na
tą czynność. Robiłem to, co on. Chciałem mu pokazać, jak go kocham. Nagle Zayn
poderwał się i brutalnie odwrócił mnie na brzuch. Nim zdążyłem zareagować,
usłyszałem własny krzyk. Czułem go w sobie. Byliśmy jednością. Wiedziałem, że
czuje się teraz nieziemsko. Jeszcze mocniej wypiąłem tyłek. Byłem z siebie
zadowolony. Dałem mu coś, czego nie dostał ode mnie jeszcze nikt. Wreszcie w
całym pokoju dało się słyszeć głośne i przeciągnięte:
- Liaaaaaaaaam!!
Chłopak cały zesztywniał. Przez
chwilę się nie ruszał. Mimo to ciągle czułem go przy sobie. Ponownie zbliżył
się do mnie i po chwili wrócił do swoich wcześniejszych rytuałów. Wiłem się z
rozkoszy jak wąż. Jęcząc, prosiłem, by nie przestawał. Jego usta były tak
miękkie i delikatne… Sam zacząłem na cały dom wykrzykiwać jego imię.
- Zaaaaaaaaaayn!!!
Przyjemność, jaką czerpałem
dzięki niemu, wciąż narastała. Czułem, że zaraz eksploduję. Wreszcie poczułem
się spełniony. Osiągnąłem szczyt szczęścia, poczułem coś niewyobrażalnie
cudownego. Mulat podniósł się. Całą twarz miał umazaną białą mazią. Przyciągnąłem
go do siebie i pocałowałem, własnym językiem czyszcząc mu twarz. Wyczerpani
padliśmy na łóżko. Usnęliśmy przytuleni.
Właśnie dziś mija rok, odkąd
jesteśmy parą. Ten dzień miał być wyjątkowy. Mieliśmy spędzić go razem,
świętując pierwszą rocznicę. Jeszcze nie wiedziałem, że data 17 października wcale
nie będzie taka wesoła… ani dla mnie, ani dla Zayna… Nic tego nie wskazywało.
Dzisiejszą noc
spędziliśmy razem. Wygramoliłem się z łóżka. Mój partner jeszcze spał.
Postanowiłem przygotować mu śniadanie. Wyszedłem z sypialni tak, by go nie
obudzić. Udałem się do kuchni i przygotowałem gofry z bitą śmietaną. Wszystko
ułożyłem na talerzu i udałem się do sypialni. Tam czekał na mnie chłopak.
Oczywiście, że skwaszoną miną, że budzę go tak wcześnie.
- Eeeeej, daj trochę pospać! – ziewnął i nakrył się kołdrą.
- Nie ma lekko – zaśmiałem się, zdzierając z niego nakrycie.
– Jak się spało?
- Z tobą zawsze cudownie – usłyszałem głos mulata.
- Jak będziesz grzeczny, to coś dostaniesz!
- Uuuu, co takiego? – aż mu się te jego piękne oczka
zaświeciły.
- Co powiesz na śniadanie do łóżka? – i podałem mu na tacy
to, co przygotowałem. Zaczęliśmy się zajadać, karmiąc się nawzajem. Po posiłku
byliśmy cali umazani śmietaną.
Wreszcie wstaliśmy z łóżka.
Chwilę posiedzieliśmy, przytulając się. Potem Zayn udał się do łazienki, by
wziąć prysznic. Ja zacząłem składać pościel. Usłyszałem wibracje telefonu
chłopaka. Podszedłem do szafki, na której leżała jego komórka. Może to nie fair,
ale spojrzałem, od kogo dostał wiadomość. Perrie… To niby nic złego. Pogodzili
się, nawet zaprzyjaźnili… ale zaniepokoił mnie początek wiadomości.
„Hej ;* co u ciebie?
Może…”
Tylko tyle mogłem zobaczyć. Bez namysłu odblokowałem
klawiaturę i otworzyłem wiadomość. Czytałem dalej.
„… Może wyskoczymy
gdzieś razem? Stęskniłam się! Daj znać jak coś xx”
„Boże, co to ma być, co to ma być?! Przecież on na pewno
mnie nie zdradza! Nie, nie on! On by nie mógł! On mnie kocha! A może
panikujesz? Ogarnij się, on nie mógłby!...”.
Przez głowę przelatywało mi
milion myśli na minutę. Usłyszałem, że woda przestała płynąć. Oznaczyłem
wiadomość jako nieprzeczytaną (jak dobrze, że jest taka funkcja…) i odłożyłem
komórkę na miejsce.
- Stało się coś? Czego masz taką smutną minę? – chłopak
wyszedł już z łazienki i usiadł koło mnie.
- Niee, wydaje ci się. Wiadomość dostałeś – wskazałem ręką na
szafkę nocną. Nieźle się wysiliłem, żeby się uśmiechnąć.
- Eee tam, tylko operator… Li, przepraszam cię, ale muszę
coś załatwić. Będę za jakieś dwie godziny. Pa! – cmoknął mnie w policzek i
wyszedł.
Coś tu nie
gra. Przecież nie musiał ukrywać, że napisała do niego jego była! Poza tym, ona
poprosiła o spotkanie, a on zaraz wychodzi… Bałem się. Że stanie się najgorsze.
Że on jedzie do niej. Dla niej. Na samą myśl zacząłem się trząść. Postanowiłem
poszperać w necie.
Przejrzałem mnóstwo
stron plotkarskich. Poza kilkoma naprawdę starymi artykułami i zdjęciami
zauważyłem jedno, dodane kilka dni temu. Były również zdjęcia.
„Perrie Edwards
została ostatnio przyłapana na spotkaniu że swoim byłym chłopakiem, Zanem
Malikiem. Młodzi nie szczędzili sobie czułości. Nie byłoby w tym nic dziwnego,
gdyby nie to, że chłopak jest w związku, i to w dodatku z mężczyzną! Nie wiemy,
czy jego związek z kolegą z zespołu, Liamem Payne, dobiegł końca. A może to
romans? Jedno jest pewne – między tą dwójką znowu iskrzy!”
Byłem
naprawdę przerażony. Jak on mógł?! Czyli ja dla niego nic nie znaczę? Po co mu
to było? Nawet jeśli chciałby do niej wrócić, czego mi o tym po prostu nie
powiedział? A może on był że mną z litości…? Niee, to niemożliwe, nie ciągnąłby
tego tak długo…
„Przestań się nad nim
litować, skończ to!”
„Bądź facetem, a nie
jakimś gównem pośrodku!”
„Weź nie niszcz mu
życia, on kocha Perrie!”
„Hahaha, pedał
zdradzony! Sensacja!”
„Przecież to się tak
musiało skończyć”
„Chłopie, ona daje ci
szansę, nie spieprz tego!”…
Czytałem to
ze łzami w ozach. Ze złością zatrzasnąłem laptopa i wyszedłem z domu. Miałem
tyle planów na wieczór… Właśnie dziś miało stać się coś wyjątkowego… tak długo
planowanego przeze mnie… To miał być najpiękniejszy dzień w moim życiu, a coś
czuję, że właśnie moje szczęście zostało zabite…
Już
wiedziałem, że są razem. Postanowiłem ich znaleźć.
Kiedyś
kolega wysłał mi aplikację umożliwiającą zlokalizowanie kogoś przez telefon.
Szczerze wątpiłem, że będę musiał kiedykolwiek jej używać, a na pewno nie po
to, by śledzić własnego chłopaka, ale… Włączyłem tą aplikację i wpisałem numer
partnera. Od razu wskazał mi na restaurację na obrzeżach miasta. Zawsze tam z
nią jeździł. Nie tak wyobrażałem sobie naszą rocznicę, ale wsiadłem do
samochodu i udałem się do wyznaczonego miejsca. Jechałem z dość szybką
prędkością, nie dbałem o to. Po prostu musiałem wiedzieć, czy on naprawdę mi TO
zrobił.
Po kilku
minutach byłem u celu. Nie wysiadając z pojazdu obserwowałem ludzi w
restauracji. Nagle przeraziłem się. Oni naprawdę tam byli… siedzieli w kącie i
rozmawiali. Byli uśmiechnięci i weseli. Śmiali się. Widać było, że flirtowali.
Poczułem, że płaczę. Łzy, jedna po drugiej, spływały po moich policzkach.
Dlaczego to tak cholernie boli…?
Nie wytrzymałem. Wysiadłem z auta
i otworzyłem drzwi. Stanąłem blisko ich stolika. W tym momencie ich twarze się
zbliżyły… i pocałowali się. Po tym Zayn wziął kieliszek z winem i, jak gdyby
nigdy nic, zaczął pić. Podszedłem bliżej.
- Masz mi może coś do powiedzenia? – chłopak aż się
zakrztusił. Perrie wpatrywała się we mnie z otwartymi ustami. Starałem się być
twardy, ale nie umiałem. Po mojej twarzy znowu spływały łzy.
- Liam, ja…
- Za kogo ty mnie masz? – przerwałem mu. Mój głos się
załamał. – Kim ja tak w ogóle dla ciebie jestem? Myślisz, że co, pobawisz się i
wypieprzysz, jak zabawkę? Nie! Ja też mam uczucia! Ja cię kochałem! – teraz już
wyłem i krzyczałem na niego, szlochając. – Pamiętałeś chociaż o naszej
rocznicy?! Byłeś dla mnie wszystkim! Nie chcę cię znać!!! To koniec!!!
Nie mogłem
tego znieść. Wybiegłem z budynku, nie zważając na wszechobecnych paparazzich.
Wsiadłem do wozu i odjechałem.
Udałem się
do domu. Wciąż nie mogąc się z tym pogodzić, usiadłem na podłodze w kuchni i
zastanawiałem się. Czego to się tak skończyło…? Może on naprawdę ją pokochał?
Jedno wiedziałem na pewno: dłużej tak nie mogę… mam plan… spełnię go…
Zacząłem szykować to, co miało
być prezentem rocznicowym. Kolacja, świece, wino… Po godzinie wszystko było
gotowe. Ciągle dzwoniący telefon zaczynał mnie denerwować. Wyłączyłem go.
Wziąłem zeszyt, kopertę, pieniądze, założyłem kurtkę i wyszedłem z domu.
Wróciłem się. „Paczka…”. Usiadłem w domu i dopisałem krótki list.
Od razu
udałem się na wymyślone przeze mnie miejsce. Zakopałem tam maleńki pakunek wraz
z kartką, którą przed chwilą zapisałem. Tak, jak rok temu, zaczęło padać. Wspomnienia
wróciły. Przynajmniej nie było widać łez… Deszcz zwilżył ziemię. Poprawiłem
delikatnie kopczyk, upewniając się, że liścik przetrwa.
Nie
wiedziałem, dokąd pójść. Nie chciałem gadać z chłopakami, nie miałem ochoty na
imprezę, nie miałem nawet siły, żeby się zalać w trupa. Po prostu chciałem iść.
Przed siebie. Dopóki nogi nie odmówią posłuszeństwa. Nie chciało mi się żyć. I
już postanowiłem. Skończę to. Na pewno.
Znalazłem ławkę. Usiadłem przy
niej i zacząłem pisać kolejny list. Ostatnie słowo do Zayna.
Kiedy skończyłem, udałem się na
pocztę. Tam zaadresowałem kopertę i wrzuciłem ją do skrzynki. Było już późno,
poza tym sobota. Miałem pewność, że chłopak przesyłkę dostanie najszybciej w
poniedziałek. Napisałem jeszcze jedną kartkę. Tą schowałem do kieszeni.
Poszedłem na wiadukt. Tutaj
przyszedłem, kiedy zrozumiałem, że go kocham. Kiedy zerwałem z Danielle.
Wspomnienia wróciły. Wtedy nie skoczyłem. Ale teraz nie wyobrażałem sobie
dalszego życia. Stanąłem na krawędzi. „Skoczyć, nie skoczyć, skoczyć, nie skoczyć…”.
„To tylko jeden krok…”. Bałem się. Cholernie się bałem.
Nie. Nie jestem tchórzem. Skoczę.
Wciąż nie byłem pewien, co
zrobić. Patrzyłam na jadące auta. Że łzami w oczach trzymałem notes. Zacisnąłem
powieki. „Przepraszam, kochanie… Tak będzie lepiej…”.
Zrobiłem ten krok.
Gdy leciałem, czułem wolność,
strach i szczęście naraz. To koniec…
Ułamek sekundy… piorunujący ból…
~***~
Jak mogłem mu to zrobić? Przecież
go kochałem … Wbiegłem do jego domu. Tam czekała kolacja. Dwa nakrycia, a jego
nie ma… wyłączony telefon leżał na sofie…
To już rok…
Czułem się bezsilny. Czułem
pustkę. Bałem się o niego. Obdzwoniłem wszystkich naszych przyjaciół. Nikt nic
nie wiedział. Pomimo późnej pory wyszedłem na miasto, by go poszukać. Nie
przeszkadzał mi nawet deszcz. „Jak przed rokiem…”. Szwędając się po mieście
zacząłem się zastanawiać, czy naprawdę było mi dobrze z Per… Ostatnio się
zbliżyliśmy… to było coś zupełnie innego, niż za pierwszym razem… Może w niej
też się zakochałem…? Ale czy tak się da? Da się kochać kobietę i mężczyznę
jednocześnie…?
Łaziłem do trzeciej nad ranem.
Nie znalazłem go. Zdruzgotany i zawiedziony wróciłem do mieszkania.
W nocy nie mogłem spać. Śniły mi
się koszmary, a sen miałem płytki.
Rano obudził mnie dzwonek do
drzwi. Wstałem, by otworzyć.
- Pan Zayn Malik? – przede mną stało dwóch policjantów.
- Tak, a co się stało? – byłem co najmniej zdziwiony. I
nagle zacząłem się bać. „Nie, tylko nie to…”
- Musimy zabrać pana na przesłuchanie w sprawie śmierci pana
Liama…
- Co, proszę? – przerwałem mężczyźnie. – Nie, to przecież
niemożliwe! NIEMOŻLIWE!!!
Patrzyłem na mundurowych jak na
debili. Usiadłem przy ścianie i zacząłem przeraźliwie płakać.
Więcej nie pamiętam.
Te kilka dni było najgorszymi w
moim życiu. Nic, a nic nie jest w stanie opisać mojego bólu. Tylko płakałem,
modliłem się i przepraszałem Liama za to, co mu zrobiłem.
Dwa dni po jego pogrzebie
zajrzałem do skrzynki pocztowej. Bezmyślnie przerzuciłem wszystkie koperty. I
tylko jedna przykuła moją uwagę. Jego pismo… nerwowo rozszarpałem papier i
wziąłem list do rąk.
Kochanie!
Jeśli to czytasz, to najprawdopodobniej już mnie tu nie ma. Przepraszam
Cię za wszystko, co mogło ci sprawić przykrość. Wiedz, że chciałem dla Ciebie
jak najlepiej.
Nie gniewaj się na mnie. Po prostu nie widziałem innego wyjścia. Tylko
tak mogłem sprawić, żebyś mógł być szczęśliwy. Z kimś, kogo naprawdę kochasz.
Życzę tobie i Perrie wszystkiego, co najlepsze. Nie znikaj z jej życia,
bo jesteście dla siebie stworzeni. Nie zniszcz tego z mojego powodu.
Proszę cię, wybacz mi. Ja bez ciebie nie umiałem żyć, bo to TY jesteś
moim życiem.
Jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało.
Bądź szczęśliwy. Nie zapomnij o mnie. Pamiętaj, że ci wybaczyłem.
Dziękuję za wszystkie wspólne chwile. To był najcudowniejszy czas.
Żegnaj.
Twój Liam
p.s. Od policji powinieneś niebawem dostać jeszcze jedną wiadomość. Będziesz
wiedział, o co chodzi.
Płakałem.
Tylko tyle w tej chwili byłem w stanie zrobić.
Zadzwoniłem
do Perrie. Nie widziałem jej od tego feralnego obiadu. Powiedziałem, że musi do
mnie przyjść. Była po 15 minutach.
- Proszę, przeczytaj to – bez przywitania podałem jej
kartkę. Sam usiadłem na kanapie i dalej się załamywałem. Po chwili Per podeszła
do mnie. Poczułem jej delikatne ręce na ramionach.
Przez
następnych parę godzin siedzieliśmy w ciszy, po prostu będąc razem.
Zrozumieliśmy, że był mega dojrzały, skoro zaakceptował nasz związek.
Po jakimś
czasie w drzwiach stanęła policja. Podała mi małą karteczkę. „Liam, jak zawsze
punktualny…”. Powiedzieli mi, że muszą wiedzieć, co ten list może znaczyć.
Odczytałem.
Tam, gdzie poznałeś mnie tak, jak jeszcze nikt.
Tam, gdzie poznałem cię mocniej.
Doskonale wiedziałem, o co
chodzi. Gdzie iść. Zacząłem biec. I znowu z nieba lunął deszcz. Nie zważając na
to, biegłem na miejsce. Miejsce naszego pocałunku.
Stanąłem przed drzewem. To przy
nim siedział Liam… Moją uwagę przyciągnęła świeżo rozkopana ziemia. Zacząłem
grzebać w niej gołymi rękami. Wyciągnąłem jakieś pudełko i nieco zniszczoną
karteczkę. Na szczęście, tekst był nienaruszony.
To już ostatnia wiadomość.
Ten prezent miałeś dostać podczas kolacji. Chciałem, byś był już zawsze
mój. Wiem, ślub był nierealny, ale chciałem niejako ci się oświadczyć. Stąd ten
prezent. Noś go zawsze przy sobie, wtedy przy tobie będę. To twój szczęśliwy
kamień. Mam nadzieję, że ci się spodoba.
Zawsze będę cię kochał. Żegnaj.
Otworzyłem
paczkę. W środku był… pierścionek. Wielki, z czarnym okiem. Włożyłem go od
razu. „Już zawsze będziemy razem…”
Tak więc, to mój pierwszy shot :3 Mam nadzieję, że wam się podoba :) x
Fakt, bez happy endu, ale pisałam go na konkurs, były konkretne wymagania, i tak wyszło... ale tak mi się cholernie podoba, że musiałam go tutaj wrzucić :3 ♥♥
W tej części polecam cudownego bloga, pisanego przez cudowną dziewczynę - hello-in-my-world.blogspot.com WARTO PRZECZYTAĆ!
PROSZĘ WAS, KOMENTUJCIE! To sprawa życia i śmierci! ♥♥
W komentarzach podajcie swoje blogi, a jeśli tylko znajdę chwilkę, na pewno odwiedzę ;)
Podawajcie też swoje Twitterowe nazwy, będę was informować o kolejnych wpisach :3
Kocham Was! ♥♥
Co jak co czytać tego nie musiałam bo znam to na pamieć ! Jak już ci to mówiłam to jest Boskie ! *___* Ziam <3 Kocham to połączenie ! Ten shot jest Mega ! <3xx
OdpowiedzUsuńK
OdpowiedzUsuńO
C
H
A
M
!
;__;
Kocham to! Więcej z Zaynem chce! ;D ten mi najbardziej sie spodobał ale reszta też jest MEGA! zapraszam tu http://let-me-change-your-life.blogspot.com/ ;3 i tu http://5handsomethis1d.blogspot.com/ ;p
OdpowiedzUsuń@VeryBadGirll
MEGA *___* / @LadyMalikkk
OdpowiedzUsuńBoskie *.* Będę tu codziennie ; ) Jeden z najlepszych jakie czytałam z Zaynem :D | @narry_xdd
OdpowiedzUsuńfajne ;>
OdpowiedzUsuńOMG! Jprdl! Zajebiste! *.*
OdpowiedzUsuńjeeeju *.*
OdpowiedzUsuńJaki cudowny . *.* ♥
Genialny! Popłakałam się :'(
OdpowiedzUsuń